Sam znam (tak, wiem, że to nie statystyka, to tylko taka dygresja) z rodziny swojej i znajomych takie przypadki, że np. parę lat po śmierci tyrana i pijusa opowiada się jaki to był cudowny, że po prostu pięści mnie bolą od przecierania oczków ze zdumienia.
Heh, znam z autopsji. Niedawno minął rok od śmierci brata mojej matki. Nosz kurwa, od kiedy moi rodzice się rozwiedli to co tydzień w domu była policja. Typ poczuł się bezpieczny bo w sumie został "samcem alfa" w tym domu. I się zaczęło, od róznego rodzaju kłótni, do niemal cotygodniowych bijatyk. No i nagle po śmierci gość stał się święty w oczach matki, siostry, rodzeństwa, mimo całej krzywdy jaką nam wyrządził. Jestem chyba jedyną osobą która śmiało może stwierdzić że (jakkolwiek to nie brzmi), dobrze że się powiesił. Jedyne co w tej sytuacji jest traumatyczne, to to że to ja go znalazłem i odciąłem.
Zastanawia mnie tylko, co nakłada takie "klapki" na oczy bliskich. Bo o zmarłych nie mówi się źle?