Im dalej w las tym chyba bardziej na wszystko wywalone. Dawniej mogłem mieć 5 Ibanoli RG które się różniły w zasadzie kolorem i było OK. Teraz jeśli już szukam wiosła to musi być inne od wszystkiego co już w domu zalega. Ciągnie też co raz bardziej do klasyki choć w wykonaniach barytonowych i 7 strunowych. Gita musi dobrze gadać z dechy na sucho i musi mi się podobać wizualnie oraz być zadbana. Wszystkie te historie o zajechanych gitarach typu vintage w bajki wsadzam, bo jest jakiś dziwny fetysz nie szanowania sprzętu a kto ma bardziej zdarte body ten jest fajniejszy. Jak to jest że bluesman potrafi mieć bardziej rozjebane wiosło niż Ben Weinmann po kilku tourne? Niczym to się nie różni od chodzenia w ujebanych butach i jazdy brudnym samochodem po porządnej przecierce.
Co jest ważne? Czy chętnie sięgam po dany instrument czy nie. Jeśli mimo złego wyważenia i niewygodnego gryfu, wiosło sprawia radość kiedy gram i inspiruje to znaczy że jest OK.
Co lubię? Główki w reversie, malowane gryfy (łatwiej utrzymać), aktywy, wykończenia w naturalu z pięknymi deseczkami, dla 6 strunówek krótkie skale pomimo niskiego stroju, dla 7 strunówek raczej barytony.
Nie lubię? 8 i więcej strun - nie dla mnie. Nie znoszę ruchomych mostków. Odkąd połamałem podstawe w LoPro Edge po prostu mam wrażenie jakby coś z każdym tremolo było nie tak i zaraz się miało posypać. Nie lubię jak gryf nie ma volute (hgw jak to jest po polsku).
Produkcje w zasadzie tylko USA i Japonia, przy czym te z Japonii w 99% przypadków są lepiej wykonane w danym przedziale cenowym a te z USA jakoś więcej życia mają w sobie.
Nie dotykam się niczego od youtubowych gwiazdek typu Chapman i Solar. Nie przeszkadza mi jak jest gówno burza wokół marki tak jak np. była z VIK Guitars, jeśli tylko wiosło trzymają poziom.