W sumie to troche mnie martwi brak jakiejś takiej normalności na swiecie. Wszystko odbywa sie na zasadzie sinusoidy i po ekstremach.
Dlaczego? Wygrał facet, który teoretycznie nie miał prawa. Wygrał ze znakomicie sytuowaną przedstawicielką establishmentu, mającą miażdżące poparcie mediów. Wygrał wbrew feministkom, gejom, "biednym" murzynom etc. Wspaniały przykład "democracy in the making". Ja tam ducha nie gaszę. O Reaganie mówili to samo, pamiętasz?