Z cyklu "tegoż autora":
pamiętam jak w dyskusji z jakimś gibson profesorem dumającym nad capacitors et consortes, Wru doradzał wpuścić ampułkę wiatru szalejącego w betlejemskiej stajence dla poprawy brzmienia. A nie, czekaj. To nie był wiatr z betlejemskiej stajenki, tylko "powietrze z Nażwil"