W dwóch słowach - irlandzka pogoda. Lądowanie w ciężkiej wichurze z gęstym deszczem. Samolotem telepało jak epileptykiem i nagle tracił wysokość, a jak jebnął o pas to ludziom plomby z zębów powypadały. Jak już się zatrzymał, to nie mogłem wstać z fotela, bo miałem nogi jak z waty. Nie polecam nikomu takiego przeżycia.