Smuci mnie zawiść. Stricte ludzka zawiść, nienawiść, chęć zdeptania, poniżenia i zemszczenia się za czyjeś słowa, błędy czy potknięcia. Nie mówię tu o sytuacji politycznej, ale to w sumie nie bierze się znikąd. Tak się uczy chyba od małego. Od małego uczy się bycia najlepszy w bardzo zły sposób. Po trupach. Nie przejmować się, współpracować tylko z własną korzyścią. Byle ja, byle mnie było najlepiej, byle mnie widziano i chwalono, reszta się nie liczy. Liczy się tylko moja korzyść i zarobek. Smuci mnie to, że pomimo stosunkowo młodego wieku na każdym etapie życia szkolnego czy już dorosłego widzę takie postępowanie. U synów/córek - i u rodziców. Smuci mnie to, że się tego uczy dzieci. Że się to skurwienie przekazuje z pokolenia na pokolenie - zamiast współpracować i tolerować się na wzajem - trzeba opluwać i deptać. Smuci mnie to, że ludzi się nie da nauczyć - że nawet starsi mocno wiekiem nie przyjmują z pokorą kutasa, którego wsadza im w ryj życie. Nie szanują tych, którzy wyciągnęli do nich pomocną dłoń wówczas, gdy zasługiwali na naganę, karę i poważne konsekwencje - tylko zamiast się odwdzięczać - dymają, tak jak dymali wszystkich wcześniej, jak dymają ich dzieci i reszta rodziny. Zero szacunku do innej osoby. Można kogoś nie darzyć sympatią za poglądy, czy pochodzenie - ale dopóki te osoby są po prostu dobre, nie widzę powodów by kogokolwiek potępiać.
Jesteśmy skurwiałym gatunkiem