"Dziewczyna z tatuażem" jest nie tyle gorsza, co inna niż "Millenium". Oryginalna trylogia ma sens dopiero po obejrzeniu całości, bo jako jeden film za chuja się nie broni. Jako taki mimo wszystko (zakładam że chcemy obejrzeć tylko i wyłącznie jeden) stawiam jednak na wersję holiłódziastą, choćby dlatego że jest skrojona typowo pod pojedynczy obraz a nie stanowi tylko 1/3 historii. Plus Rooney Mara jako taka Lisbeth, którą Noomi Rapace chciałaby być, ale jej trochę nie wyszło