Nie, drastyczne nie jest, tylko trochę gruby offtopic się zrobi.Spoiler Ogólnie móżdżek zdobywamy
płuczemy pod bieżącą wodą dla usunięcia skrzepów, fragmentów kości i co tam jeszcze
I trzeba zdjąć błonki, trochę to wkurzające bo śliskie i ogólnie mało przyjemne w dotyku (coś jakby bardzo miękka wątróbka) ale idzie. Na wszelki wypadek po tym też płuczemy i suszymy. Wrzucamy kawałki na masło, w trakcie smażenia zrobią się szarawe i będą mniej lub bardziej rozpadać
Nie pamiętam czy solimy w trakcie ale chyba tak, pieprzymy najlepiej białym pieprzem. Wbijamy jajka i robimy coś w rodzaju jajecznicy. Jak masa będzie miała kolor i konsystencję źle rozmieszanego cementu to zeżeramy
Poporcji jajek do móżdżku dokładnie nie pamiętam bo kilkanaście lat tego nie robiłem. Chyba była jeszcze opcja z drobno skrojoną smażoną cebulką, ale pokroić (nomen omen
) się za to nie dam
Smacznego
Identycznie robił Hannibal Lecter, tylko jajka nie dodawał.