Od niedawna jestem ojcem i jak widzą na szybie naklejkę z dzieciakami to w ogóle mi nie przeszkadza. A wręcz czuję, że w razie czegoś podjadę i pomogę, przepuszczę na krzyżowce, nie będę trąbił na światłach (bo akuratnie może dzieciak wyskoczył z fotelika i mama go poprawia) i tak dalej.
A wokół pełno niedzielnych pedałów w umytych i nawoskowanych Passatach, którzy jeżdżą po mieście 20 km/h, ruszają po 5 sekundach od zapalenia zielonego, nigdy nie wpuszczą na podporządkowanej, wyprzedzają na podwójnej ciągłej i skrzyżowaniu, w trasie przez wioski 40, ale tuż za znakiem koniec terenu zabudowanego 140. I niestety to jakieś 30 procent kierowców. Oni powinni mieć naklejkę "Jeżdżę tylko w niedziele" i od razu by się lepiej prowadziło.
Nie chodzi o to ze przeszkadza, tylko zastanawiam się nad naiwnością ludzi to umieszczających, czy też .. no właśnie nad czym ?
Takiego samochodu nie przepuścisz na skrzyżowaniu bo zwyczjnie nie dojrzysz tej naklejki. Dzieciak wyskoczył z fotelika, no to już faktycznie niebezpieczne, ale jak taki szkrab sie wydostał z tego lub jak został zapiety no ale ok dziecko potrafi.
Przyznaje szczerze jeśli bedzie jechał jak w/w waginosceptyk i blokował skrzyżowanie z bliżej nieokreślonych powodów to nie bede patrzył na tabliczkę tylko przypomnę o konieczności ruszenia tyłka spod świateł a jak chce poprawiać dziecko niech włączy awaryjne , zjedzie na bok cokolwiek. To nie jest samochód uprzywilejowany, owszem pomóc można i trzeba, jedynie kwestia wyczucia sytuacji. Przyznaje pierdoły za kierownicą doprowadzają mnie do szewskiej pasji, a naklejka to tylko temat do przemyśleń na co ten ktoś kto to nakleja liczy. Chyba sie kiedyś takiego kogoś zapytam.