No, i potem szafki się nie otwierają, półki nie mieszczą, uchwyty nie pasują... W skrajnym przypadku się rżnie pilarką nowe meble, bo nie wchodzą tam gdzie wejść powinny. A przecież wejść muszą. Bo projektant źle wyliczył, a potem jeszcze tępy budol postawił tak jak mu było wygodnie.
Co to za różnica centymetr w jedną czy w drugą. Albo pół metra nawet, a i takie sytuacje bywały, że np. wg planu ściana miała (na przykład, dokładnych cyfr już nie przytoczę bo nie pamiętam, ale różnica była rzędu 50-60cm, a wszystko docięte co do milimetra) 6,5, a realnie 6m. Plus podłoga nie trzyma poziomu, ściany pionu, okna są a miało ich nie być, ściany w które trzeba wwiercić stelaże postawiono z karton-gipsu...
No i "norma" organizacyjna - płytek na ścianach nie ma, paneli na podłogach nie ma, prądu w gniazdkach nie ma, światła nie ma, wody nie ma. Ale masz montować meble. Ciekawe tylko kurwa gdzie i jak
I finalnie na kogo się zwala winę? Na meblarzy! Bo przecież architekt jest nieomylny, a budole "mają ciężko" i "mogą się pomylić". Zresztą temat budoli to jest fogle inna para kaloszy.