myślę przy niskim stroju (typu pełen ton w dół i więcej) jeżeli chce się grać mocniej (prawa ręka) i nie czuć za bardzo blendów (lewa ręka) chyba lepiej uderzać w baryton. jeżeli dużo artykulacji mamy w lewej ręce to na krótszej skali będą one wyraźniejsze. fizyka.
Jeżeli chodzi o grubsze owijane struny, to tak. Ale na wiolinach skala barytonowa jest trudniejsza do opanowania. Granie wysokich dźwięków bez zdecydowanej dokładnej artykulacji po prostu boli w uszy. A baryton jej nie ułatwia. Raz, że paluchami lewej trza się szerzej i mocniej namachać aby wibrato nie brzmiało jak koza a bendy były podociągane, dwa że jednocześnie masz nierówną walkę z jebiącym jazgotem, w dodatku często nierównomiernie rozłożonym na gryfie. Co jak co ale te konkretnie ''niuanse'' są mega wkurwiające i to, że procentowo grajek popełnia mniejsze babole na niechlujnym docisku struny do progu w ogóle tego nie rekompensuje. Zgadza się, że krótka skala+niski strój+grube struny = wełniste dudniące w dole brzmienie i barytong jest w lepszej sytuacji jeśli chodzi o kontrolę w obu łapach. Ale w 7ce nastrojonej do standardu na prawidłowo zbalansowanych setach strun z przedziału grubości od około 9-10 do 56-60 przy skali 25.5'' nie powinno być problemów ani z muleniem ani z poprawnym panowaniem nad artykulacją. Jeżeli jakimś cudem jest problem z tym pierwszym, to wina leży w gicie, reszcie sprzętu ale nie w samej skali. Jeżeli z tym drugim, to przyczyną jest sam gitarzysta.