Wiele dotacji idzie krótko mówiąc na gówno albo na bezsensowne cele.
Znajomy robił jakieś tam szkolenia finansowane z UE. Coś przeciwko wykluczeniu cyfrowemu (?), wyrównywaniu szans rozwoju, blablabla.
Krótko mówiąc uczył ludzi po 50-te czy 60-te obsługi komputera i korzystania z internetu. Po jakimś tygodniowym szkoleniu otrzymywali również sprzęt i chyba opłacony dostęp do neta.
Jak nie trudno się domyśleć często wnuczek-obibok wysyłał dziadka po 80-tce aby mieć na czym przeglądać naszą klasę.
Inna historia z mojej rodzinnej miejscowości.
Są jeziorka z 5-6, takie po kopaniu żwiru. Całe lato prawie wszystkie (na dwóch jest prowadzone wydobycie) zawalone ludźmi z prawie całego województwa.
Miasto nie ruszyło dupy aby zrobić jakieś parkingi, domki letniskowe czy cokolwiek aby coś zarobić na tym.
W zamian tego usypano stok narciarski, całoroczny. Otwarty był w ciągu ostatnich dwóch lat DWA razy. Na otwarcie i raz później na potrzeby jakiejś pokazówki bo telewizja przyjechała. Ot, logika.
Tylko przy jednym jest przystań, łódki ale to bardziej prywatna incjatywa, z resztą z trudem dopięta do końca we względu na rzucanie kłód pod nogi przez władze miasta.
Oczywiście kwestia restrukturyzacji terenów jeziorek są dyżurną obietnicą wyborczą od X lat.
Kolejne z okolicy to wyremontowane i wyposażone świetlice w okolicznych wiejskich małych szkołach.
Większość zamknięta bo nie ma dzieci/nie przychodzą, inne nie działają bo zlikwidowali szkołę.
Przecież dotacje nie biorą się znikąd. Mam na myśli, że wielu osobom się wydaje, że jest taka darmowa kasa. A przecież to jest efekt czyjejś pracy, podatków.