Panowie, ale przecież taki jest sens edukacji w szkołach muzycznych 1 i 2 stopnia (na akademii już jest nieco inaczej). Kształci się odtwórców, nie twórców. Masz płynnie czytać nuty, perfekcyjnie zagrać to co jest w partyturze i tyle. Nie ma zajęć z kompozycji czy improwizacji (sic!), za to jest kształcenie słuchu i historia muzyki. Także na 90% taki kolo będzie miał bardziej wyćwiczony słuch/wyćwiczone wyczucie rytmu niż przeciętny człowiek (bo tego się "uczy" na kształceniu słuchu), no i będzie wiedział kiedy urodził się Beethoven.
Dlatego ktoś, kto chce cokolwiek tworzyć, bawić się muzyką inaczej niż odgrywając na miliard sposobów jakąś etiudę czy inną sonatę, zazwyczaj szybko rezygnuje. Ewentualnie, jak ma dobrą motywację - wytrwa pierwsze etapy i jakoś się zrealizuje na akademii. Ale to są często te wisienki na leczo, o których pisał commelina.