Niedziu - cóż, zrobienie czegoś "dla znajomych" jest zawsze dość śliską sprawą. Ja zwykle nie brałem pieniędzy jeśli były to jakieś drobiazgi, tylko... ekwiwalent za nie, np. w formie jakiś dobrych czekoladek, czasem wina, a raz się trafiła nawet skrzynka pączków
Zawsze to jakoś inaczej wygląda "za białe martini" niż "za 20 zeta". Aczkolwiek zdarzało się zarobić i kilka stówek za jakieś "prace po godzinach".
PS. Co wy macie do baleronu?