hm. oczywiście, że się pokuszę bo mam kobiecą naturę i lubię plotkować i obgadywać.
1. lat temu 3 czy 4, zza granicy, internetowo, nabyłem strata ntb. był tani bo miał małą wadę lakieru przy gnieździe. byłem młody i przy kasie więc w dupie miałem specyfikacje - chciałem ciekawego strata.
http://quattrojazz.republika.pl/img/14.jpg http://quattrojazz.republika.pl/img/42.jpg2. jednocześnie, w afekcie, zamówiłem les paula. miał być cherry sunburst (czy wine red? nie pamiętam), miał mieć dimarzio evo. miał być jednocześnie tani (okolice 2k) ale fajny - ponoć miało się tak udać :-)
http://quattrojazz.republika.pl/img/25.jpghttp://quattrojazz.republika.pl/img/26.jpghttp://quattrojazz.republika.pl/img/27.jpg 3. les paul powstawał, dostawałem nowe fotki - było kul. Jednak w pewnym momencie zwróciłem uwagę, na to, że korpus wydaje się nieco bardziej jajowaty niż w LP. W odpowiedzi usłyszałem, że to złudzenie optyczne. OK - ja gitarę oglądam na małej fotce, gośc ma to w ręku, zresztą sam ją struga więc chyba wie lepiej :-)
4. Na nowszych fotach widzę, że kolor to raczej nie cherry sunburst (ani wine red). Ale też jest ładnie. Może być.
...
Przyjeżdżam do kraju, odbieram obie gitary (nie osobiście). I garść przemyśleń. Niektóre od razu wpadły mi do głowy, do innych doszedłem, nie zawsze samodzielnie, po czasie.
1. Strat:
- most stały, a siodełko z floyda (na szczęście bez blokad). Powodowało to brzęczenie na otwartych strunach.
- wada lakieru okazała się być rozsychaniem się w miejscu klejenia. W miejscach klejenia z tyłu lakier też pękał.
- moja ulubiona zagwozdka - warto przyjrzeć się fotce z tyłu, na której widać wklejony ciemniejszy "dystans" między korpus (skrzydło) a przekładkę z mahoniu (czy co to jest). Coś to się nierówno wkleiło i ratowaliśmy czyli WTF.
2. LP:
- jako że gram głównie oczami, pierwszą i dyskwalifikującą wadą był dla mnie kształt, który mimo zapewnień OKAZAŁ się być bardziej jajowaty (wyższy) od LP (foty tak sprytnie zrobione, zeby nie było tego widać. służę porównaniem w każdym razie. mam to gdzieś na dysku pewnie). Tym razem usłyszałem, że kształt musiał być zmieniony bo przecież patenty, itp. o czym nie było mowy na początku. BUM.
- drobne niedoróbki: potki odwrotnie (dolne od gryfu, górne od mostka), kable w środku zaizolowane papierową(?) taśmą, struny nie przechodzą nad magnesami pickupów (czepiam się?), siodełko sklejone jest z dwóch (?) węższych siodełek (?) a miejsce klejenia brzydko widać, wada lakieru w okolicach gniazda - lakier dziwnie zmatowiony (widać pod światło).
- po czasie: drewno na klejeniach się rozsycha, uwidaczniają się podobne "wady lakieru" jak w stracie, klej spod markerów wyłazi, i, mój ulubiony: wyciągam pickupy, sprawdzam symbol, a to nie evo tylko breed :-) (z których brzmienia skądinąd byłem w pytę zadowolony). dobrze, że w ogóle dimarzio.
nie wszystkie "usterki" zgłosiłem od razu. kształt i kilka innych pierdół z których wynikało, że się nie znam - owszem. w odpowiedzi usłyszałem mniej więcej tyle, że się czepiam i że wady nie uniemożliwiają gry na instrumencie, przez co szef nie uznaje reklamacji. dodatkowo, instrument kosztował takie pieniądze, że był zrobiony po kosztach i pocałuj się kliencie w dupę :-) w ramach pocieszenia dostaję serwis za darmo (w ełku). jednak serwisować się u nich nie zamierzałem, i to nie dlatego, że musiałbym wysyłać gitary 600km.
dzisiaj bym nie odpuścił, wtedy nie wiem dlaczego stwierdziłem, że gość to palant i mam dość.
w końcu, po licznych wkurwach powoli się przywykłem do świadomości, że mam zjebane gitary, które wszakże brzmią całkiem nieźle (LP powiedziałbym nawet zajebiście). od kiedy nie przyglądam się sprzętowi, tylko próbuję na nim grać, nawet mi to nie przeszkadza. nawet nie przyjąłem krytyki od pewnego znanego muzyka, że gryf w tym LP to kołek - dla mnie to w pytę wygodny gryf, ze świetną akcją. gitara ma duszę, i w dupie mam to z czego ją QJ wystrugał - nawet jeśli przerobił stół z jadalni - i że się rozsycha teraz. jak się rozeschnie na amen, to spalę w kominku...
niemniej jednak jako klient i dziś czuję się oszukany (i słusznie). zawodnika pod szyldem QJ odradzam, chyba że coś się w podejściu do klienta i prawdomówności zmieniło.
z p. Krzyśkiem kilkakrotnie potem rozmawiałem, umiem już myśleć o tym bez podwyższonego ciśnienia. Jednak wódki to bym z nim nie pił. "Przepraszam" nie usłyszałem (i przecież nie usłyszę :-)) do dziś.
Wystawiam ocenę:
- obsluga klienta - do momentu odebrania wiosła bardzo fajnie. Potem jakiś absurd.
- jakość wykonania - 2/5
- sound - LP 4/5, strat 2/5.
I taka to moja smutna historia. Logo na LP powinienem chyba zaklejać ;-)