Autor Wątek: Co Was w życiu najbardziej wkurwia, czyli kącik małego frustrata  (Przeczytany 1754318 razy)

Offline Winged

  • Gaduła
  • Wiadomości: 139
bo nawet mocno naciągane sa bardziej prawdopodobne

Po za tem te "mocno naciągane teorie" udało się ludzkości jakoś uzasadnić zjawiskami fizycznymi i chemicznymi. A istnienie tzw boga jest dalej tylko teorią która nie ma nawet minimalnej naukowej podwaliny która by ją mogła potwierdzać. Tu raczej istnienie boga jest mocno naciągana teorią dziejów ludzkości

A ja pociągnę a co :P . Jaki sens miała by wiara jeśli można by ją było uzasadnić ? Czy wierząc swoim bliskim potrzebujesz uzasadnienia tego? Czy komukolwiek udało się zdefiniować zjawiskami fizycznymi w jaki sposób rodzą sie myśli w naszej głowie i to na jakiej zasadzie je zmieniasz ? Jak zjawiskami fizycznymi uzasadnisz lewitowanie kolesi w Tybecie , to ze ktoś jest gejem a ktoś nie, Dlaczego niby wielki wybuch miałby się kłócić z istnieniem Boga, jak wytłumaczysz ozdrowienia i wpływ naszych mysli na nasze istnienie, wizualizacje. autosugestie i wiele innych.
Dązenie i oczekiwanie by wszystko było wytłumaczalne to w zasadzie smutny widok ludzkości.

Mamy jeszcze takie rzeczy jak telepatia i telekineza której byłem świadkiem, jak to wytłumaczysz ?
Zamieszałeś. W takim razie zacznijmy od początku. Wiara, to rzecz nabyta, więc załóżmy człowieka, który wyjściowo nie wierzy, następnie zaczyna. W takim razie: w co wierzy? W boga - w tej sytuacji są dwie możliwości. Może przyjąć za prawdziwy albo jeden z modeli prezentowanych przez istniejące religie i sekty teistyczne, albo może sam skonstruować pewien model ideowy - swoją własną interpretację, własne rozumienie boga.
Jeżeli chodzi o najpopularniejsze religie współczesne możemy wyróżnić pewne cechy wspólne przypisywane bogu: nie jest elementem świata fizycznego(profanum), jednocześnie ma na ten świat wpływ i jest poznawalny przez umysł ludzki, ponadto jest świadomy, jest fundamentalnym czynnikiem odpowiedzialnym za powstanie świata fizycznego. Jeżeli chodzi o resztę cech, to już raczej indywidualne "prawdy" konkretnych religii(czyli wszystko to, co ma sprawiać, że firmie się dobrze wiedzie). Tworzenie własnej interpretacji daje trochę większą dowolność, jednakże zazwyczaj wymienione wyżej cechy wspólne dla większości religii są zachowane. W mojej opinii w przypadku nie zachowania, którejś z nich lepiej odejść od stosowania nazwy "bóg".
Z powyższych cech solą w oku dla mnie jest przede wszystkim "świadomość" z racji tego, że zakłada to pewien predestynowany fatalizm - fatalizm opatrzności(odrzucając jednocześnie, kategorycznie fatalizm przypadku). Tu mogę przywołać przykład mojego ojca, który uznaje swój własny model, w którym świadomość boga jest wątpliwa, a co najwyżej nieoznaczona. Boli mnie tylko, że mimo to obstaje przy nazywaniu tego bogiem.
Jeżeli prócz "świadomości" odejmiemy również odejmiemy "uznanie za czynnik stwórczy"(do którego też ma niemało zastrzeżeń), to bez żadnych ogródek możemy nasz model boga(w sumie bogini) nazwać matematyką, przy założeniu, że matematykę uznamy za pierwotną(pogląd w europie wywodzący się od Platona, który ja popieram, z tymże warto zaznaczyć, że Platon ten pogląd uogólnił na duchowość ludzką i etykę, czym dał podwaliny dla chorobliwego dogmatyzmu ery gwiazdozbioru ryb - ery chrześcijańskiej).
Samą czynność stwierdzenia, że wierzy się w boga takiego, a takiego, pewien niemiecki filozof zakwalifikował, jako tzw. sąd syntetyczny aprioryczny, ale mniejsza o nazwy. Chodzi o przyjęcie nowej prawdy kierując się nie doświadczeniem, a umysłem. W oczach religii naszego świata nie uznawanie istnienia żadnego boga, jak i wyznawanie nieoznaczoności w tej kwestii, jest postrzegane, jako brak pokory. I niech będzie - to może nie być nawet wyjątkowo dalekie od prawdy. Do uznania istnienia matematyki, jako nauki będącej po prostu narzędziem w rękach człowieka nie potrzeba sądu apriorycznego, natomiast do uznania jej za pewną ideę pierwotną już tak - jest to sąd takiej kategorii, jak wiara w boga. Niezdolność do sprawnego obcowania z królową na poziomie nazwijmy to stosownym do wieku i okoliczność można za to postrzegać, jako częściowa niesprawność na polu intelektualnym. Co do tego, które obrządki kultu są piękniejsze, czy mantry odmawiane na klęczkach, czy robienie zadanek, rozwój osobisty(w ciągu trwania jednej mszy można obejrzeć na yt jeden 50minutowy wykład), jest to już kwestia gustu. Dla mnie wydaje się być korzystniejszym posiadanie mniej pokory, a więcej władzy w umyśle.
PS.: Nie odbierajcie tego, jako ataku na wszystkich bożników(przeciwieństwo bezbożnika). Przejścia z przypadku ogólnego w szczegółowy miały slużyć lepszej obrazowości.