Jak byłem na praktykach w podstawówce, to dzieciakowi z chyba 4 czy tam 5 klasy zachowującego się podobnie organizowali indywidualny tok nauczania, co by reszta klasy przez tego debila nie traciła lekcji
No i łatwiej było go opanować, jak był sam.
Rozwiązanie o tyle kontrowersyjne, że wtedy mógł się opierdalać i mieć konkretną wyjebkę, oraz się nie socjalizował, no ale jednak wtedy tracił on sam, a nie cała klasa, a z jego rodzicami mówili, że bardzo ciężko było współpracować. I jednak cokolwiek mu tam na tych indywidualnych zajęciach do głowy wkładali, na pewno więcej, niż jak był w grupie.
Z innej bańki, wiem, że to skrajnie mało prawdopodobne, ale trafiłem na taką jedną grupę ludzi w życiu, naprawdę zajebistych i ogarniętych (na całe pół roku, przeprowadzki po kraju ftw -__-), która to grupa była w stanie poukładać jednego z pozoru niereformowalnego. W tym samym gimnazjum (sic!) było jeszcze kilka indywiduów dla których już nie było ratunku, mimo mizernych prób.
Obaczymy. W każdym razie szokujące jest, że
a) istnieją takie sytuacje w szkole
b) że na to się przyzwala przez brak reakcji
Mnie szokuje wyłącznie to drugie. KOMPLETNIE nie rozumiem dlaczego w sytuacji tak skrajnego zachowania nie wyciągnie się wszelkich możliwych konsekwencji? Tj.: pedagog szkolny, rozmowa rodziców z dyrekcją i wychowawcą, wizyta w domu, jeśli trzeba, to postraszenie, że nauczyciel zgłosi to na policję. Nie ma takiej opcji, żeby kolesiowi odpuścić. Az, Ty jesteś nowy, rusz temat, mów, że Cię szokuje jeśli nic nie zrobią, nie odpuszczaj. Inaczej koleś będzie w sensie przenośnym już tylko "do zabicia" dla społeczeństwa. A może być zamiast tego normalnym człowiekiem - jeśli mu się teraz NIE odpuści.
Zdecydowanie, nie odpuszczałbym. Największą wadą mojego ogólniaka było to, że mnie chcięli wywalić ze cztery razy za to np, że "miałem negatywne nastawienie" (polonistka najeżdżała na koronę u naszego Orła, jako "symbol imperialistycznej władzy przemocy", mało nie pierdolnąłem drzwiami raz a ostatecznie, znajoma, pamiętam, trzymała mnie wtedy w ławce), czy kiedy użyłem zwrotu "what the hell" na kartkówce z anglika, ale już kiedy mój kumpel z klasy miał od początku problemy z używkami, a od drugiej bezpośrednio z narkotykami, i każdy o tym wiedział, to wszystko byle cicho, byle schować pod dywan, byle się nie wydało. Teraz jest po trzecim odwyku (tzn był pod koniec mojego ogólniaka) i zdaje się ciągle ćpa. I jeszcze mięli czelność nam wmawiać w 3 klasie "Piotr zmienił liceum i jest bardzo zadowolony z wyboru". Chuje urzędasy, kurwa ich mać.