Wkurwił mnie dziś jeden z dyrów robocie na maxa! Jak ktoś rzuca mi hasło "Przemek, ja tego wogóle nie chcę słuchać!" to mi mało piana na pysk nie wyszła. I jeszcze marudzi, jak się grzecznie zamknęłem i po prostu wyszedłem z gabinetu (bez trzaskania drzwiami). Kurwa! Traktuję go jak dorosłego i poważnego człowieka. Jak mi mówi, że nie chce słuchać to znaczy, że zrywa ze mną komunikację. Będzie musiał cężko zapracować na jej odbudowanie. Następnym razem jak przyjdzie z prośbą o pomoc w jakimś problemie to spytam go "a kto ty wogóle jesteś?!"
I dlatego się cieszę, że mnie utrzymują rodzice i jak wylecę z roboty to najwyżej pochodzę kilka tygodni dłużej w dziurawych butach. Dzięki temu w takich sytuacjach mogę trzaskać drzwiami i krzyczeć na szefa. Jak na razie 100% skuteczność - roboty nie straciłem, a jeszcze zyskałem
Ale coś czuję, że jak tylko wyruszę na swoje to pierwsza taka pyskówka i będę szukać miejsca pod mostem.