Cierpliwości - muszę to jeszcze sam trochę ogarnąć, więc może tylko tak krótko:
Od mniej więcej 4 lat miałem możliwość obserwować z różnych perspektyw produkcję markowych instrumentów. Kiedy pracowałem w Audiostacji, miałem wycieczkę do Sandberga - bardzo pouczającą. Zaskoczyło mnie wtedy, że firma postrzegana z zewnątrz jako całkiem spora, eksportująca gitary w różne miejsca na świecie jest taka kameralna w swojej siedzibie. Potem był Warwick - olbrzymia fabryka, maszyny za miliony euro, mnóstwo instrumentów z custom shopu do ogrania i wyciągnięcia wniosków. Właśnie w Warwicku pomysł nabierał kształtów, zwłaszcza podczas długich rozmów przy piwie z moim angielskim kolegą, Peterem, który dzielił ze mną niedolę pracy w Markneukirchen
. Generalnie rozmawialiśmy o tym co Warwick powinien zrobić, żeby ich gitary były zajebiste i dlaczego jak dla nas nie są. Ponieważ byliśmy niskim szczeblem, to nasze rozmowy oczywiście nie miały żadnego znaczenia. Potem odszedłem z Warwicka i pojechałem na MusikMesse po raz któryś w życiu, ale po raz pierwszy jako ja, wolny strzelec, drobny przedsiębiorca. Szukałem na targach mojego pomysłu - czy ktoś to już zrobił, czy nie. No i nie. Ni chu. Wróciłem do domu i zostawiłem temat na kilka miesięcy, żeby dojrzał, w zeszłym roku dojrzał i usiadłem do kompa w celu zaprojektowania gitary, z której mógłbym być dumny, która nie była by kopią niczego, jednocześnie swoim kształtem nawiązywałaby do klasyki. Ułożyłem sobie w głowie krótką listę instrumentów, które zrobiły na mnie wrażenie. Na następnych targach MusikMesse miałem już narysowany gotowy projekt i domykałem temat osprzętu . Mniej więcej w czerwcu rozpoczęło się prototypowanie, dodam, że nadal nie miałem nazwy (!). Kiedy przychodził mi jakiś pomysł do głowy, wpisywałem w google - pomijając wypadki, kiedy okazywało się, że dana nazwa w jakimś języku jest niecenzuralna
, na świecie jest mnóstwo "marek" gitar, które polegają na tym, że gość złożył dwa stratocastery z kitów, ale stronę zarejestrował
. W październiku, kiedy już naprawdę nazwę trzeba było wymyślić, zainspirował mnie mój własny kot, ten na kartonach. Koty mruczą, są zwinne (nawet te z brzuchem) i posiadają odpowiednią kombinację zaokrągleń i ostrych końców. Moje gitary są zdecydowanie kotami i to czarnymi
. ponieważ BlackCat wyglądało brzydko, a w internetach jest mnóstwo niegramatycznych kotów (patrz kwejk.pl itd), uznałem, że BlacKat będzie git i tak powstała nazwa i logo.
Tak więc drodzy forumowicze, zamiast ciepłej posady informatyka, grafika czy specjalisty produktowego w firmach dystrybucyjnych wybrałem stworzenie własnej marki gitarowej.
To na razie tyle, dzisiaj będzie 7 countdown.