W muzyce albo jest energia albo jej nie ma. Albo coś jest prawdziwe i wyłazi prosto z łba wykonawcy pod wpływem
natchnienia albo jest to wydumane, przekombinowane(lub wręcz przeciwnie: nadmiernie uproszczone w wyniku kombinowania w drugą stronę
), wygłaskane, szare, bezpłciowe gówno. Proste. Bo jak to inaczej wytłumaczyć, że pośród zdecydowanej większości podgatunków muzyki są kawałki, które do mnie trafiają? Zapewne nie jestem też odosobnionym przypadkiem. Po prostu nie wierzę, że wszyscy słuchają tylko jednego stylu.