No wiesz... Cała moja rodzina jest po humanistycznych i dobrze zarabia (z jednym wyjątkiem, ciotka miała zajebistą ofertę, dyrektot artystyczny czegośtam, nie dostała, bo nie obroniła się i w efekcie nie ma papierka
).
Poza tym, nie wiem jak ze ścisłymi, ale połowa studiów humanistycznych opiera się na robieniu znajomości, mimo wszystko kogoś z milijona osób z którymi pijam/pijałem/będę pijał kiedyś jeszcze spotkam.
A jeszcze dalej, moja matka pracuje w zawodzie do którego teoretycznie nie da się dostać bez znajomości. Ale kombinowała odpowiednio, kiedyś tam zatrudniła się w odpowiedniej firmie i od biurka, przez plan, gdzie było dużo zapierdalania a żalosna płaca, dotarła do pisania scenariuszy. Znaczy się... czasem zdaje się trzeba zaryzykować i zmienić kierunek drastycznie (jeszcze wcześniej była PR'owcem
), zwłaszcza kiedy nie masz rodziny na głowie.
Oczywiście teoretyzuję i gówno o tym wiem, całe życie pracowałem w sumie dwa tygodnie robiąc remont, ale z obserwacji świata wynika mi tyle co piszę, a ponoć obserwacja świata pomaga w funkcjonowaniu w nim
Spoiler Plus zwykle ktoś - nazwijmy go ogólnie "niewykształcony" - nie ma chorego bagażu wychowawczego typowego "wykształciucha" wykształconego w "wykształciuchowatej rodzinie" czyli te wszystkie "bądź grzeczny / miły / uczciwy (MEGA ) / pomagaj bezinteresownie innym / ..." tylko robi to co jest dla niego możliwie najlepsze. A nie to, co mogłoby być najlepsze dla kogośtam.
No tak... Ale ja i tak będę szczęśliwszy z samym sobą mając świadomość tego bagażu. Jakoś pomaga mi to łaskawie patrzeć na siebie.