Jak byłem mały uwielbiałem wszelkie fastfoody w dowolnej postaci (również supermarketowe do odgrzania w domu), ale z czasem pewne rzeczy przestały mi smakować i/lub mój organizm źle na nie reaguje (zwłaszcza na McD), co w połączeniu w moim skąpstwem (w Polsce większość fastfoodów jest imo w chuj droga) sprawia, że rzaaadko je jadam. Na takie KFC idę chyba tylko gdy nie płacę sam, czyli prawie nigdy, choć je uwielbiam w smaku i nie mam od nich skutków ubocznych

podobnie jak od kebabów (pod warunkiem, że jest z mięsa, a nie tej döner-mielonki, bez smaku i chuj wie z czego, więc jej nie tykam) i chinolców, które przez bycie faktycznie tanimi akurat jem całkiem często.
I kurwa, Omlet, przypomniałeś mi mojego GASa na paludarium z traszkami :/