Trochę, ale ja się zgadzam. Po mojemu (co oczywiście jest nie do wprowadzenia), waga głosu przy jakichkolwiek wyborach powinna opierać się na edukacji, i to z rozróżnieniem na uczelnie państwowe i prywatne, dzienne, zaoczne, stopnie naukowe, etc.
Pomijając już oczywisty dla mnie wymóg, że w rządzie zasiadać powinni minimum doktorowie 
.
Swietny pomysl, dyskryminujny tych nieukow ktorzy napedzaja gospodarke a wynagradzajmy studentow dziennych na garnuszku rodzicow (ktorzy bardzo czesto sa jednak ludzmi pracy w fabrykach, uslugach etc). I kto mialby to oceniac? Bo to ze skonczysz panstwowe studia nie znaczy jeszcze nic I na pewno nie swiadczy o tym czy masz cos w glowie. Ale mowiac w skrocie - oddajmy wladze idiotom I teoretykom. W sumie nauki o rodzinie ucza juz ksieza, czyli jestesmy na dobrej drodze. Nie miales jeszcze podstaw ekonomi, nie?
Nie twierdze ze Twoje myslenie idzie w zla strone (ale idzie), ale jest na pewno nieprzemyslane I krzywdzace. Bo zobacz jakie ponysly mial na gospodarke taki nieuk Lepper (az mnie mrozi jak sobie przypomne wywiad w ktorym sypnal pomyslem ze sposobem na sluzbe zdrowia jest umorzenie dlugu szpitali) a jakie mial profesor Giertych. Roznica miedzy nimi to jakies 20 lat edukacji a pogladowo jedna piaskownica.
