He, przypomniałeś mi, jak przywiązywałem zęba do klamki i czekałem aż ktoś wejdzie
. Nikt nie wchodził, więc poprosiłem brata. Jak szarpnął - jebłem baranka w szybę od drzwi
.
Mój ojciec znał głównego kucharza ze "Stefana Batorego" (dla pacanów: taki statek na prawie 1000 osób). Ale chodzi o to, że ów kucharz mógł oficjalnie (jakiś certyfikat, czy coś) przyrządzać tę trującą japońską rybę, która źle przyrządzona zabija najedzonego. Drugim popisowym numerem był muchomor. Gotował go, odcedzał, chgw co i pozbawiał toksyn. To były czasy
. Mój ojciec opowiadał mi, że w latach 70' pracując w Stoczni podjeżdżał na imprezę jedną taksówką, a w drugiej przyjeżdżał kapelusz...