Na Czarnym Łabędziu wczoraj byłem. Spodziewałem się jakiejś rewelacji, a otrzymałem po prostu porządny, ambitniejszy thriller, ale klimatem nieróżniący sie od poprzednich filmów Arronofsky'ego, fabularnie zaś podchodzący zanadto pod "Pianistke" E. Jelinek. No ale Natalie Portman była <3.
A dzisiaj próbowałem obejrzeć "Adrenaline", ale nie zdzierżyłem, się nie da. Transportery to przy tym dzieła sztuki kinowej