Autor Wątek: Dziwne rzeczy się w życiu dzieją...  (Przeczytany 57313 razy)

Offline wuj Bat

  • Pr0
  • Wiadomości: 8 914
Nosiłem się z napisaniem tego jakiś czas. Ale jednak.
Praktycznie wszyscy choć raz myśleliśmy o tym, co stanie się z nami po śmierci. Większość wierzy w niebo i piekło (dlatego płacić podatki!), niektórzy dali sobie wcisnąć nawet istnienie czyśćca, itd., itd. A kilku ma to wszystko dokładnie gdzieś - że później tylko proch i robaczki, więc hulaj dusza, póki żywa...

Do brzegu: Szymoniowi niestety nie było dane poznać żadnego swojego dziadka. Ale drzwi naprzeciw mieszkają starsi państwo. Sąsiadka, sympatyczna kobiecina, i jej mąż: facet był po wielu wylewach i od kilkunastu lat niestety tylko leżał w łóżku. Szymonio z początku bał się go, bo sąsiad ledwo ruszał jedną ręką i ledwo mówił, w dodatku był to potężny gość. Strasznie dobijała go jego niesprawność. Jako, że to tylko drzwi naprzeciw - Szymo odwiedzał sąsiadów bardzo często. Po pewnym czasie zaprzyjaźnili się z facetem i polubili. Szymonio zaczął nawet do niego mówić: "dziadku".
Ale kilka tygodni temu "dziadek" zmarł. Tego dnia rano Żona przez telefon mówiła, że Szymonio jest wyraźnie smutny (a jeszcze oboje o niczym nie wiedzieli). Ale to jeszcze nic. Trzy dni później włosy stanęły mie na głowie.
Dzwoni Żona i opowiada, że rozmawia z Szymonkiem, a mały mówi:
- "mamooo, dziadek był!"
- "eee, dziadek? Gdzie???"
- "tu" - mały pokazuje paluszkiem do góry w narożniku pokoju - "tam był. Stał. Ze świeczkom".........


Dla przypomnienia: mój synek Szymonio skończył tydzień temu 2 latka i nie wie jeszcze nic o teoriach wszelakich.
Paczki z głów!