Serwis w istocie beznadziejny.
Gdy moje wiosło zaczęło się dziwnie zachowywać, Martch je naprawił, co więcej, jako że już wiosło wpadło mu w magiczne dłonie, wszystko wyregulował pod nowe struny (nie wiedzieć czemu wysyłając do mnie gitarę po raz pierwszy wyregulował ją pod jakiś pedalski set (w istocie wiem czemu i rozumiem jego logikę, tak tylko se gadam)) i mimo że gitara spsuta była z mojej winy, to nic za to nie wziął, co lepsze transport też miałem za darmo, tak że nie wydałem na cały interes ani grosika.
Piszę tak na wypadek jakby ktoś się zastanawiał nad lutnikami, bo pojawia się Nexus, pojawia się Langowski czy Mulat, a o Martchu wszyscy zapomnieli.
Inna kwestia, że może niektórzy lutnicy (prawdopodobnie głównie ci polscy, bo na zachodzie lutnik w przypływie złego humoru wsiada w luksusowe auto, jedzie do banku i patrzy sobie na stan konta oraz te zwały złota i diamentów zalegających w osobistej skrytce i zaraz szeroki uśmiech rozwiewa wszelkie jego smutki) mają dziwne podejście czasem, jeden lubi gdy przychodzi się do niego z gotowym projektem, od kształtu, drewna i pupów aż po profil korpusu oraz gryfu w przekrojach rozrysowane w dużym formacie, a on tylko robi, taki Lootnic z kolei (jak wynika z filmika powyżej) chce byśmy pozostawili wszystko jemu, sami stwierdzili tylko jakie chcemy brzmienie. Tak więc pewne rzeczy należy, jeśli nie wybaczyć, to choć spróbować zrozumieć. Są jednak pewne granice, zgadzam się, że podstawą biznesu są dobre stosunki z klientem, dlatego pana Zbyszka (Wiącka, Martch - przyp. red.) kochać będę zawsze, choć pewnie kolejną gitarę, tak dla poszerzania palety doświadczeń, zrobię u kogoś innego.