Pracując w byznesie trzymałem się zasady, że nawet najgłupszego i najbardziej wkurwiającego klienta trzeba traktować
dobrze. Fachowo, uprzejmie i z szacunkiem. Postawa pod tytułem "wiem lepiej" ze strony REKa (ale nie jest to odosobniony przypadek niestety) połączona z pogardą dla klientów (którą mogę potwierdzić po pewnych kontaktach telefonicznych z Rekiem) i potencjalnych klientów mówi o tej firmie o wiele gorzej niż spieprzone wiosło. Profesjonalista zaciska zęby i poprawia co spieprzył lub proponuje inne rozwiązanie. Jak by nie patrzeć - gitarę można przelakierować, gryf odchudzić, przed przelakierowaniem poprawić cutawaya, zrobić porządnie lakier a nie na odpierdol. Kropki na podstrunnicy też idzie poprawić. To nie jest przecież aż tak kosmicznie dużo roboty dla wprawionego lutnika. Co do przypadku ftideusa - lutnik ma prawo nie podjąć się zlecenia, jeśli mu nie pasuje, ale nie musi przy tym zachowywać się jak obrażalska pipa. Jeżeli nie z osobistej kultury to chociaż z troski o własny dochód - w końcu taki klient może w przyszłości wrócić i zamówić porzadne wiosło. Wystarczy przecież napisać "Nie wykonujemy kopii instrumentów fabrycznych" (chociaż na stronie REKa jest taki pseudo MM JP na przykład
Teksty o żonie są żenujące i niepoważne - przecież żadnemu mężowi nie zależy na zadowoleniu żony, więc argument zupełnie idiotyczny
.
Dziwi mnie to wszystko - gdybym był lutnikiem to przykładałbym się do wioseł eksportowych. Sytuacja w której klient nie ma ograniczeń kasowych i siedzi za granicą gdzie ludzie są lepiej zasileni w pieniądz to idealna opcja na zrobienie bardzo reprezentacyjnego customa stanowiącego chodzącą reklamę pracowni. Tak naprawdę każdy polski lutnik marzy o robieniu zleceń na rynek zachodni, gdzie ludzie gotowi są na dobre wiosło lutnicze wywalić te 2k €, a nie tak jak u nas 2k zł, więc co chodziło po głowie Rekowi? Epic Fail?