To był żart m8 :D
Ja tam odradzam poraz kolejny Neutrika Silent prostego. Mam tu na myśli konkretny model (kątowy jest ok)
Oto jak to wygląda:
http://www.lunashops.com/images/upload/Image/h-d-ne-t-1.jpg (http://www.lunashops.com/images/upload/Image/h-d-ne-t-1.jpg)
do chuja...ma silenta prostego i już 2 razy wymieniam gniazdo w tym roku! Nigdy nie skojarzyłem tego z wtyczką...guitarfre ak masz jakieś podstawy, żeby myśleć, że to chodzi właśnie o nią?
W zestawie mam jeszcze jeden 6m kabel Planet Waves, który spisuje się nieźle - tutaj też dożywotnia gwarancja ale trzeba im wysłać kabel :/
Fendery ładnie wyglądają i to by było na tyle - trwałość w przypadku częstego grania poniżej krytyki :D
btw. miał ktoś z was do czynienia z kablami spiralnymi i może coś o nich opowiedzieć?
A sprawdzaliście jak wpływ tak dużej indukcyjności na sygnał? Przecież to jest uzwojenie na całym kablu :D
Pojawiła się głębia i przestrzeń...inne granie. Jak się ma dobre wiosło, wzmacniacz, paczkę to szkoda wszystko spierdolić przez parę metrów kabla. Polecam jak wyżej.dokładnie ;)
Jak dla mnie jest OGROMNA różnica w kablach. Moim osobistym zwycięzcą jest ten kabelek: http://www.dimarzio.com/cables/instrument/artist/steve-vai-signature-cable (http://www.dimarzio.com/cables/instrument/artist/steve-vai-signature-cable)
Po podłączeniu prs CU24 25 anniv do VOX AC30 (handmade, nie piszę, żeby się chwalić, bo i nie moje, tylko, że sprzęt, gdzie słychać ładnie różnice) najpierw na monster rock było spoko, ładnie gra, a po podłączeniu dimarzio mi i koledze szczęka opadła. Podłączenie z powrotem monstera i jakby ktoś zabrał połowę z tego, co miało dimarzio. O kablach typu proel nie mówiąc. Ale to chyba robi różnice tylko nam, gitarzystom, bo ludzie i tak nie zauważą... ;)
Z kablami to chodzi o to aby były porządnie wykonane, miały odpowiednie ekranowanie, solidne wtyki i wytrzymałą izolację. Kabel to nie EQ. Różnica w brzmieniu kabli to audiovoodoo rozpowszechniane przez audiofilskie kręgi będące na bakier z nauką. James Randi "słyszenie kabli" zakwalifikował do zjawisk paranormalnych i na śmiałka który udowodni w podwójnym ślepym teście że słyszy różnice między kablami czeka nagroda, bodajże 100 koła dolców.
Cytując Sapkowskiego- elfie pierdolenie. Kabel ma takie śmieszne coś zwane pojemnością. To po pierwsze primo. Po drugie primo, w związku z tym w układzie RLC, który tworzy się nam w tej sytuacji, gdy wiosło przy pomocy kabla podpięte jest do, dajmy na to wzmacniacza, kabel zaczyna działać, jak klasyczny filtr dla górnego pasma.
Ja myślę, że jeżeli nie rozmawiamy o reinkarnacji czy czymś innym równie abstrakcyjnym, a o zjawiskach fizycznych, a konkretnie mówiąc zamianie fali elektromagnetycznej na falę dźwiękową to warto by było opierać się na mierzalnych za pomocą metody naukowej faktach. Bo wiesz, jak kiedyś miksowałem kawałek i pracowałem korektorem słyszałem różnicę póki nie zdałem sobie sprawy że grzebię na innej ścieżce niż aktualnie jest odgrywana...
Z kablami to chodzi o to aby były porządnie wykonane, miały odpowiednie ekranowanie, solidne wtyki i wytrzymałą izolację. Kabel to nie EQ. Różnica w brzmieniu kabli to audiovoodoo rozpowszechniane przez audiofilskie kręgi będące na bakier z nauką. James Randi "słyszenie kabli" zakwalifikował do zjawisk paranormalnych i na śmiałka który udowodni w podwójnym ślepym teście że słyszy różnice między kablami czeka nagroda, bodajże 100 koła dolców.Owszem, wbrew temu całemu propagandowemu pjerdoleniu niedorozwiniętych marketingowców monstera, idealny kabyl NIE POWINIEN w żodnym wypadku działać jak EQ. Ale wpływa na sound czy tego chcesz czy nie. I nie mąć tu wyrwanymi z kontekstu wypowiedziami mądrzejszych kolesi, bo to tylko uwidacznia, że temat znasz wybiórczo.
Tak od siebie dodam, że teraz z kablami nie ma bidy. Kilkadziesiąt nF/m zapewnia większość producentów, więc nawet na najtańszym szajsie da się teraz grać. Kiedyś dobre kable gitarowe kosztowały swoje, najtańszych nie było albo jebały gruzem, kombinowało się z przewodami od majków, antenowcami i innymi nieprzeznaczonymi do gitar wynalazkami. Pierwszy mój kabel to stereofoniczny przewód pamiętający czasy komuny w igielitowej izolacji przylutowany do dwóch archaicznych dżeków. Pojemność 4-5 metrów dochodziła do 2-3 nF!!! Głuchy by odróżnił to ślepym teście. To po prostu musiało być kurwa słychać. Nawet na ułomnej kopii distortion+ podpiętej do radia taraban. Nie wierzysz? Przyjeb sobie kondensator 2.2nF do pickupa i powiedz, że nie słyszysz różnicy.
Napiszesz zapewne, że kabel głośnikowy to nie gitarowy, ale zasada jest ta sama - na twierdzącym spoczywa ciężar dowodu.Dowód? A policz sobie fg=1/(pi*PIERWIASTEK(L*C)) dla różnych przypadków. Pojemność właściwa danego kabla jest dostępna w necie. Indukcyjność pickupów niet, ale rząd wielkości to 1-10H. Pojemność uzwojenia pickupa to 100-200pF Dobry kabel długości 4m ma koło 300pF. Już teraz powinieneś zauważyć jak duży kondensator doczepiasz do istniejącego już pasożytniczo w uzwojeniu pickupa. Zwróć uwagę, że zdublowanie pojemności samego pickupa pierwszym lepszym kabelkiem spowoduje przesunięcie piku i zarazem częstotliwości granicznej lołpasa o... ponad dwie piąte oktawy? Weź wrzuć parametryka na ślad gity, ustaw Q na 9 (0.11oct)... no dobra, 3-5 wystarczy jeżeli założysz, że w gicie jest potek; ustaw na +9dB i częstotliwość 2.5kHz. A potem zjedź na 1.8kHz. Powiedz, że tego nie słyszysz. Aby w pełni oddać naturę tego zjawiska weź lowpassa 12dB/oct, ustaw odpowiednią częstotliwość, rezonans i zrób to samo.
Czy obwód RLC wpływa na brzmienie? Owszem, wpływa. Ale tak jak napisałem wcześniej należałoby udowodnić, że różnice pomiędzy kablami są faktycznie słyszalne przez człowieka i czy człowiek taki to udowodni w podwójnej ślepej próbie. Zwłaszcza że typowy głośnik gitarowy i tak obcina częstotliwości powyżej 5 kHz.Argument z dupy. Rezonans pickupa to nie jakaś drobna anomalia wyjebana gdzieś na skraj pasma słyszalności. To chamski, rezonujący(3-12dB podbicia w piku) lowpass upierdalający wszystko powyżej ze skutecznością 12dB/oktawę, leżący sobie właśnie w zakresie największej słyszalności ludzkiego ucha. 5kHz? noł problem. Wiele mocniejszych pickupów ''nastrojonych'' jest na 2.5-3.5kHz. Owszem, niektóre wyjeżdżają poza 5kHz. I to też wtedy słychać.
Należałoby po prostu nagrać suchy sygnał z gitary i potem puścić go na wzmaka za pomocą różnych kabli, w tym samym pomieszczeniu, z tymi samymi ustawieniami i z tą samą pozycją mikrofonu. Potem posadzić delikwenta przed głośnikami i odtworzyć mu nagrane próbki, a osoba przeprowadzająca eksperyment nie powinna mieć dostępu do informacji która próbka została nagrana za pomocą którego kabla. To jest właśnie podwójna ślepa próba. Nasz badany wskazuje który kabel gra w którym momencie, osoba przeprowadzająca eksperyment tylko notuje odpowiedzi. Potem są one analizowane za pomocą metod statystycznych.Metoda zawiera błąd na samym początku. Odtwarzanie sygnału. Zjawisko filtru LRC powstałego z pickupa i kabla wystąpi wyłącznie wtedy gdy gitarę podepniesz kablem do wzmaka. Że nie wspomnę o tym, że zbuforowane do bólu wyjście interfejsu nie daje najmniejszych szans na ujawnienie się jakichkolwiek cech kabla. Poza tym nagrywając gitę również korzystasz z kabla. Krótszego, dłuższego ale korzystasz. Będziesz nagrywał na 30cm patchu, włażąc praktycznie na interfejs?
Bo tu nie chodzi o to że kabel jest idealnie transparentny, bo nigdy nie był i nie będzie, tylko kwestia jest taka czy jest w stanie to wychwycić ludzkie ucho.Sam sobie tutaj przeczysz. Kabel transparentny nie jest ale jednak nie wiesz czy jego wpływ(poza przepuszczanie sygnału w ogóle) jesteś w stanie wychwycić.
Takie testy odsłuchowe jak "grałem na kablu X i Y i dźwięk był jak z różnych gitar" są bezwartościowe jako metoda naukowa ponieważ nie uwzględniają zjawisk psychoakustycznych oraz błędów pomiaru (np inne ustawienie względem głośnika). Bo wiesz, tak samo są audiofile którzy twierdzą że słyszą różnice w kablu... zasilającym. A potem jak przychodzi ślepy test to nie odróżniają hi-endu od zwykłego hi-fi za wielokrotnie niższą kasę.Oczywiście, że takie testy odsłuchowe są dla mnie bezwartościowe. Połowa gitarzystów to głucholce totalne, druga połowa nazywa coś inaczej lub interpretuje błędnie to co słyszy. Do tej pory czytając forumowe mądrości nie dowiedziałbym się czy die hard gra ''ciemno czy jasno''. Kupiłem więc kiedyś, poużywałem i wiem. :) Tak szczerze to jebać pseudonaukowy onanizm. Statystyka to dziwka. W przypadku instrumentów najskuteczniejsza i najmniej omylna jest metoda organoleptyczna a jej wynik może przyjąć z prawdopodobieństwem sięgającym AŻ 50% jeden z dwóch stanów: ''Zaebyste, pasuje mi'' lub ''nie, niepasuje mi i chuj, nie kcę tego''.
Dobry kabel długości 4m ma koło 300pF. Już teraz powinieneś zauważyć jak duży kondensator doczepiasz do istniejącego już pasożytniczo w uzwojeniu pickupa.
Metoda zawiera błąd na samym początku. Odtwarzanie sygnału. Zjawisko filtru LRC powstałego z pickupa i kabla wystąpi wyłącznie wtedy gdy gitarę podepniesz kablem do wzmaka. Że nie wspomnę o tym, że zbuforowane do bólu wyjście interfejsu nie daje najmniejszych szans na ujawnienie się jakichkolwiek cech kabla. Poza tym nagrywając gitę również korzystasz z kabla. Krótszego, dłuższego ale korzystasz. Będziesz nagrywał na 30cm patchu, włażąc praktycznie na interfejs?
Tak, niby fajnie, ale rzekome granie kabla nie polega na jego całkowitej pojemności tylko na różnicach między innymi kablamiWłaśnie pojemnością kable często(choć nie zawsze) różnią się najbardziej. Różnice w oporach są pomijalne, indukcyjnościach też. Ba, nawet z zakłóceniami dzisiejsze kable radzą sobie niemal wszystkie w zajebistym stopniu, więc nie ma co porównywać. Zostaje pojemność. Jak już wspomniałem porównywałem dwa zupełnie odmienne kable ''zestrojone'' pojemnością i osobiście nie podjąłbym się odróżnienia jednego od drugiego na podstawie samych próbek. Są jednak inne cechy użytkowe, które przekładają się na to co słyszymy, np. podatność na mikrofonowanie przy deptaniu i inne tego typu ''pierdoły'', które faktycznie wyłażą przez głośnik na odpowiednim gainie bez bramkowania.
Przykładowo Planet Waves American Stage (3 metry za 70 zł) ma podaną pojemność 28pf na stopę, a DiMarzio EP17 ma pojemność 33pF na stopę (3 metry za 3 stówy). Mamy więc różnicę 5pF na stopę, a więc jakieś 15pF na metr przy średniej 100 pF na metr. Przy 3 metrowym kablu różnica wynosi 45 pF, więc między tymi kablami różnica jest ponad 2 razy mniejsza niż między użyciem kabla 3 metrowego i 4 metrowego.To się akurat zgadza. Jak najbardziej może tak być, że różnice pomiędzy dwoma dobrymi lub bardzo dobrymi kablami będą niewyczuwalne na słuch. Czy te hipotetyczne 45pF jest jednak całkowicie pomijalne, to nie jestem taki do końca pewien. Wiem, że 20pF nie słyszałem. Nie mniej 45pF może w sprzyjających warunkach przesunąć częstotliwość rezonansu pickupa o jakieś dwieście - trzysta herców. Nie jest to dużo w kontekście kilku kiloherców, jeśli chodzi o samą equalizację. Ale mimo wszystko to nie jest coś zupełnie niemożliwego do usłyszenia. Trenowałeś kiedyś uszy pod różnymi aspektami? Poza programami rozwijającymi typowo muzyczne elementy słyszenia(earmastery i tym podobne na wysokość dźwięku) masz też programiki dla miksujących typu mr.soundman, gdzie porównujesz sygnał skorygowany z oryginalnym i masz odgadnąć jakie pasmo zostało podbite. Trochę to wyczula ucho na różne detale nawet u takich mikserskich osiołków jak ja. Realizator z długoletnim stażem ma jednak szansę osiągnąć w chuj lepszą rozdzielczość w słyszeniu podbić w paśmie.
A zwłaszcza że rzadko który pickup w ogóle dochodzi do 5 kHz (mój np nawet do 3 nie dobija - nagrywając za pomocą kabla 1,5 metrowego). Rozmawiałem na ten temat z pewnym realizatorem studyjnym który używa różnych kabli dbając tylko o to aby były solidne i nigdy różnicy w brzmieniu nie zauważył