Dla takich dni jak ten własnie żyję, drodzy Forumowicze
Tradycyjnym już zwyczajem, kurier wyciągnął mnie z wyra by przekazać (ciężkie tym razem) pudło z wielkim napisem ENGL.
Cieszyłem się z niedawno zakupionych wioseł, ale z powodu tej przesyłki miałem ochotę wybiec na pobliskie skrzyżowanie i zacząć tańczyć czaczę ^^
Po rozdarciu solidnej paczki, moim oczom ukazał się własnie on:
Jest to świeżutki, jeszcze ciepły model Powerballa o odświeżonej konstrukcji.
Specyfikacja właściwie nie różni się niczym od swojego poprzednika:
- 100 W
- 4 kanały: Clean/Crunch, Lead 1/Lead 2
- 2 EQ, grupujące odpowiednio kanały 1+2 oraz 3+4
- 4 niezależne pokrętła Gain
- 4 niezależne pokrętła Volume
- Mid Boost (przestrajany środek) dla kanałów 3 i 4
- Pokrętła głośności globalnej Master A i Master B
- Pokrętło Depth Punch (odpowiednik Resonance)
- Pokrętło Presence
- pętla efektów zarówno równoległa jak i szeregowa
- wbudowany noise gate, który w tej wersji DZIAŁA jak trzeba
- system monitorujący lampy
Po podłączeniu tego potwora do ENGLa 412 SS (na Celestionach V60), nie wiedziałem za co się zabrać w pierwszej kolejności. Poodkręcałem wszystko na godzinę 12 i zacząlem przełączać pomiędzy kanałami. Do pierwszych testów posłużyły mi:
- barytonowy ESP Ltd MHB-401
- 7strunowy Ibanez RGA 7 z EMG 81-7 i EMG 707
Etap 1 - CLEAN:
Piękny, śpiewny kanał, z którego ukręcimy i szkalnkę i tluste nasycone bluesowe tony. Spodziewałem się dokładnie tego. Przyciski Bright i Bottom dodają odpowiednio góry i mięsa na dole.
Etap 2 - CRUNCH:
Tutaj wielkie zaskoczenie. Pozytywne! W podobnych konstrukcjach, gdzie eq był wspóldzielony z cleanem, zazwyczaj powstawał problem na niedopasowaniu eq między nimi. Tutaj mamy świetnie zdający egzamin potek Crunch Treble, którym niezależnie od cleana sobie kręcimy. Kanał trzyma właściwe brzmienie. Można zrobić z niego dynamicznego cleana, przechodzącego w delikatny nasycony przester. Odkręcając gain możemy swobodnie przejść do drobnoziarnistego, nie kłującego w uszy rytmicznego crunchu. Bardzo udany kanał!
Etap 3 - LEAD 1:
Na to czekałem! Własnie ten sound miał za zadanie burzyć ściany. I udało się. Totalnie uniwersalny przester, z którego zrobimy i solidnie brzmiącą podstawę hard rockową, jak i totalną deathmetalową siekę. Wszystko to okraszone zajebiście zwartym tonem. EQ jest bardzo czuły, tak więc możliwości krecenia jest wiele. Bardzo ciekawie reaguje ten kanał na zmiany tak i EQ, jak i globalnego Depth Punch. Duży zapas gainu i dodatkowy przycisk Bottom dodają tylko elastyczności.
Etap 4 - LEAD 2:
Nieco inna charakterystyka niż Lead 1. Zdecydowanie niszczący kanał. Jeszcze więcej gainu i więcej wszystkiego właściwie. Na samym poczatku ciężko wybrać pomiędzy kanałami 3 i 4 jako ten główny, którego będziemy używać. Lead 2 ma spory zapas gainu, który świetnie sprawdzi się przy solówkach.
Etap 5 - Podpinanie efektów:
Zapiąłem w tylni panel G-Majora, dostawiłem Behringera FCB 1010 i jazda. Pierwszy duży plus pod tym względem - poszło gładko. Żadnych krzaków, kręcenia itp. Na tylnim panelu jest tylko i wyłącznie to co trzeba. Po kilku minutach kręcenia uderzyło mnie, jak wzmacniacz świetnie przechodzi przez ten procek. Transparentne brzmienie (ale to też zasługa Majora), zero spadku dynamiki. I co najlepsze ZERO SZUMÓW! Przy okazji pokręciłem wbudowaną bramką szumów.
Efekt jak najbardziej rozwalający
jestem wprost zachwycony
Udało mi się na razie pograć na tym około 30 minut. Wieczorem próba z kapelą, więc zobaczymy jak to grzmi!