Zakładam topic, ponieważ dopiero teraz zauważyłem pewien dziwny trend, który chyba istnieje od dawna i zastanawia mnie do tego stopnia, że aż poczułem potrzebę zaczerpnięcia doświadczeń innych muzyków.
Otóż coraz więcej ludzi w moim 'muzycznym otoczeniu', w tym niektórzy znajomi zaczynają chorować na - w moim określeniu - "syndrom zajebistości", którego objawy czasami są dość łagodne, a czasami tak cholernie trudne do przełknięcia, że aż wkurwiające. Chodzi mi tu o zachowania w stylu "jestem zajebisty, jestem wspaniały, wszyscy przy mnie się chowają, ty stul mordę bo jesteś gnój i zero, a tak w ogóle, to powinienem być obrzucany złotem, ale ludzie są zbyt głupi, żeby zrozumieć mój geniusz i mój talent muzyczny". Poza tym, ludzie tacy, jeśli już mają okazywać komukolwiek szacunek, to albo po tym, kiedy Ty wyniesiesz go pod niebiosa i ma dobry humor, albo w stosunku do prawdziwych wymiataczy, do których publicznej rangi jeszcze nie doszli ( choć i tu zdarzają się wyjątki - jeśli dana osoba po prostu nie lubi tej 'wyższej' osoby, to również ma ją za nic, tyle, że się z tym głośno nie obnosi ).
Można to również nazwać 'wczesnym gwiazdorstwem' - mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi. Jeśli tak - jakie macie z tym doświadczenie? Udało się Wam coś takiego zwalczyć?
Przyznam, że przez ten cały syndrom, straciłem paru dobrych znajomych i w tym momencie najczęściej potrafię wytrzymać przy nich kilka zdań, bo dłuższa rozmowa zawsze skutkuje tym samym. Dobrze byłoby wiedzieć, co można na takich ludzi poradzić, bo przez to, że sam jestem osobą dość nieporadną, często staję się wręcz psychiczną-ofiarą tychże, a i nie chcę tracić kolejnych dobrych znajomych przez jakieś pojebane urojenia.
btw - może uznacie topic za bezsensowny, ale w ostatnim czasie tak mi ten syndrom dopiekł, że już naprawdę rozkładam ręce...