Opowiem wam anegdotę. Lata temu byliśmy z
@Mat odwiedzić sklep Andertons. Przygruchaliśmy sobie paczuszkę Victory 112, wzmacniacz do kompletu i lataliśmy jak dzieciaki zmieniając tylko gitary. Co tam nie było - PRSy, Charvele, Chapmany. I wszystko Brzmiało (tak jest, przez duże B). Zaintrygowany tym ewenementem (przecież wiem, że Charvele to karton jest) poszedłem z szatańzkim pomysłem i przytargałem pomarańczowe cudo - Squirer telecaster z zestawu ze wzmacniaczem. I co? ZAGRAŁ TAK SAMO DOBRZE. No i się zaczęło.
Na starość zaczęła mi doskwierać ta choroba, co to sprawia, że ilość gain nie musi mieć 10+2 na skali. Że deptak nie musi mieć 4 guzików, żeby sprawiać radość. Że jak się plumknie w struny to wzmacniacz fajnie jakby się odezwał inaczej niż jak się pierdolnie, i nie kompresował (to akurat już jak zacząłem EMG na pasywy wymieniać).
Więc poskarżyłem się jednemu takiemu, co dumał, kombinował, i wykombinował.
Jak to brzmi? Od zera do bohatera - chciałem taki czysty punch z których Morgany słyną - ze szkalnki podskakują. Mam.
Chciałem gustowny przester, ale nie w stylu drapania pazurem po tablicy, tylko gruz, taczki gruzu. Mam.
Wzmak pokazuje wszystkie niuanse, ja jestem prostym człowiekiem, z ludu i proste rozwiązania do mnie mówią - gitara->wzmacniacz->kolumna. W tym przypadku każda gitara gra swoim charakterem, nie potrzeba kręcić. Mam często tak, że nie wpadam w zachwyty. Tak było i tu, ot dobrze grający wzmak (zaznaczę tylko ze mialem długą przerwę w graniu jak go dostałem). Później poszedł w odstawkę i mialem chwile zachwytu nad IRT studio. Różnica po przesiadce z powrotem na Corna - niebo a ziemia. Często ludzie piszą o IRT ze dynamika, podatność na artykulacje, ojojoj jakie to dobre. Zaprawdę powiadam wam IRT jest płaski jak lubelszczyzna w porównaniu z tym ampem. I to na poziomach sypialnianych, głośniej jest tylko lepiej.
Projekt bazuje na Cornford Carrera - stąd nawiązanie do Victory w pierwszym akapicie. Dostał jednak parę ficzerów, jak normalna korekcja barwy (moje doświadczenia z Tiny terrorem i VHT ultra 6 udowodniły że jak nie widzę T+M+B to nie umiem z tym żyć), jest pstryczek zmieniający częstotliwość działania "presence", podbicie "bright", z nietypowych rzeczy - "scale" i "NFB" oraz pętla załączana z deptaka. Voicing jest lekko zmieniony w stosunku to oryginału - właśnie żeby ten gruz uzyskać (Sogg, bo to on jest sprawcą umie to wytłumaczyć - cośtam z wiekszą ilością gainu ale tylko w jednym przedziale częstotliwości). MA tez gniazda do biasu wyprowadzone na zewnątrz żeby mnie prąd nie pierdolnął jak zapragnę się bawić czymś, czym nie powinienem.
Co my tu mamy - są lampy, są trafa i są potencjometry. W środku jest garść czegoś i to wszystko pospinane fioletowymi kabelkami (tribute to Majk).
Trafka od Ogona (bo chciałem), dodatkowo choke (bo chciałem), końcówka na 6V6 (bo chciałem), 2 wejścia (nawet sie przydają), preamp to klasyczne 3xecc83 (nie żadne ruskie barachło) i pętla też jest lampowa.
To jak wygląda to jest zupełny przypadek - obudowę dorwał mi brat na OLX (wyprzedaż u Hesu) - nie planowałam takiej cepeliny, ale ma swój urok. Naklejki dzieki uprzejmości tfurcy - docelowo będą panele wyładnione.
Tu macie fotki:
Oraz film nagrany kartoflem, kolumna to zamknięta sklejkowa 112 na Celestion neocreamback.