Hmmm... no sytuacja jest patowa. Ogólnie są trzy możliwości rozwiązania podobnych problemów:
1) dyskusja mniej lub bardziej ożywiona, ale NIE DOTYCZĄCA SAMEGO POZWOLENIA - tzn. "kochanie (hehe
) idę na spotkanie ze znajomą / do baru / do sklepu / na próbę / cokolwiek innego" - "ok, nie ma sprawy / a długo tam będziesz / z kim, dokąd itp." - niezależnie od wspomnianego stopnia dyskusji, nie idzie o to czy się wybieramy czy nie. To jest ustalone od razu, a druga strona wiem o tym i to akceptuje
2) to co napisałeś na początku - prosimy, przekonujemy, ale wszystko odbywa się w raczej przyjaznej i pogodnej atmosferze. Ostatecznie odrobina pantoflarstwa jeszcze nikomu nie strąciła korony z głowy. Chyba
W końcu zyskujemy "pozwolenie", najwyżej odwdzięczymy się kiedyś w jakiś miły sposób
Ewentualnie są spięcia, ale bez konsekwencji, i wszystko się rozchodzi szybko po kościach.
3) idziemy na noże - "nie pójdziesz bo nie! Marnujesz mi wakacje..." SRATATATA. Wybacz, nie wiem czy to ta sama o której pisałeś już kiedyś. Jeśli znów wykręca takie numery, to uwierz, to NIE JEST kobieta dla Ciebie. Jeśli nowa - tym bardziej za drzwi.
Aha, wiem jak bardzo długo można dochodzić do siebie po czymś takim, ale ostatecznie jest to jedyne słuszne wyjście. Jeśli partnerka jest dostatecznie dojrzała emocjonalnie (czytaj: nie ma nasrane we łbie
) to po czasie można nawet wrócić do stopy przyjacielskiej - mnie się to z pewną osobą udało, chociaż zajęło ok. 2 lat. Teraz czasami się z nią widuję żeby "pogadać o starych Polakach", Moja
też ją zna, i traktujemy to wszystko normalnie, w końcu życie.
A wracając do tematu - na groźbę "odwołam wakacje" jest tylko jedna odpowiedź - A ODWOŁUJ! 10/10 że ciężko się wkurwi, dostanie histerii czy jak tam reaguje, ale tego NIE ZROBI! Dlaczego? Bo nawet tego nie przewiduje. Groźba ma na celu tylko siłowe postawienie na swoim.
Skąd wiem? Bo przerabiałem to u siebie, kilka razy niestety musieliśmy sobie powiedzieć przykre słowa, ale to uzdrowiło sytuację. Zresztą w ten sam sposób uciszyłem parę razy panoszących się domowników - na zasadzie że usłyszałem "to już nie jest mój dom! Wychodzę!" - po czym otwarłem drzwi. I co? Burak na twarzy, palpitacje, ale ANI KROKU ZA PRÓG! Pamiętaj, GROŹBA JEST SKUTECZNA TYLKO WTEDY KIEDY MOŻNA JĄ SPEŁNIĆ! Jeśli nie, przestajesz się jej bać.
Chce odwoływać wakacje? Niech odwołuje. Tylko ty sobie pojedziesz z kumplami pod namiot, a ona jak głupia będzie siedzieć w domu. Chce tego, czyli woli zaufać (ZAUFAĆ!!! Wiem, trudne słowo)? Jeśli teraz tak jest, to następnym razem będzie dzwonienie do mamusi/tatusia, potem rzucanie talerzami alb czymkolwiek innym, a kiedyś skończy się interwencją funkcjonariuszy. TEGO CHCECIE?
Aha, może przeczytać tego posta jeśli chce. Pewnie uzna mnie za debila który się nie zna, ale z takimi sytuacjami jest jak z rakiem - należy zapobiegać, jeśli się pojawi to leczyć można tylko do pewnego momentu, potem pozostaje tylko wyciąć nowotwór. Niestety ze znaczną ilością zdrowej tkanki. Trzeba cvzasami powiedzieć, mniej lub bardziej kulturalnie,
Wiem, post jest dosadny, ale czasami trzeba.
I oczywiście, całkowicie szczerze, życzę powodzenia!