Jakby ten rok nie był wystarczająco chujowy - wysiadam z samochodu przed domem i lecę szybko zrobić przelew - nie mija minuta i dzwonię do rodziców 'halo zostawiłem w samochodzie portfel, podyktujcie mi token'. Oczywiście okazało się, że tam go nie ma, kilkanaście sekund po tym, jak wysiadłem, koleś obok zatrzymał się normalnie na jezdni, wysiadł i się rozejrzał, czy nie widzi go kamera i go sobie wziął. Rodzice się niestety nie domyślili, że mógł mi wypaść. Na szczęście od razu zablokowałem karty kredytowe, token i zgłosiłem dowód, na dodatek ojciec zadzwonił z ogłoszeniem do radia, więc portfel się "znalazł" dwie godziny pozniej bez kasy (ponad 400, bo jechałem kupić buty) i mojej legitymacji studenckiej kilka kilometrów dalej. Nawet prezerwatywy mi szmaciarz zakosił. Ale wkurwiły mnie dopiero komentarze w grupie na fejsie z moim ogłoszeniem do gościa, że jak odda portfel i kasę, to cofam sprawę na policji. Sto cebulaków się rzuciło w obronie, że znalezione nie kradzione i tak dalej. Pierdolę ten kraj i dotychczasowe dobre intencje. Po studiach zwiewam gdzieś, gdzie jest normalnie, a tu niech spadnie bomba, bo nawet i 10 pokoleń nie starczy na wyplenienie takiej cebuli. Na profilowym pielgrzymka na Jasną Górę, mały dzieciak czy inne gówno, a jak gębę w internecie otworzy, to wstyd, że żyje.