Miałem kiedyś taniego Washburna. N1. Kupiłem sobie go, by nie wozić na próby w LO Gibona, to żebym miał tanią gitarę, której mi nie szkoda. Zajebista była, spoko wykonana, grała też nawet ok. I splita jeszcze miała. No wyjebana. Ale nie wiem czemu zachciało mi się ją sprzedać, hajsu było mało czy coś. No mniejsza. Trochę powisiała na allegro, poszła na licytację. Znalazł się chętny. Truł dupę, truł, ale w końcu powiedział, że po nią przyjedzie. Umówiliśmy się na niedzielę, godzina 11:00. Luz, wstanę o 10, umyję się, ogarnę pokój.
Jakież było moje zdziwienie, jak ten chuj przyjechał praktycznie równo z moim budzikiem. "No bo jakoś tak wyszło" usłyszałem. Gość przyjechał samochodem z Dąbrowy, co ode mnie oddalona jest jakieś godzinę drogi, pewnie nawet nie. Kurwa. Ale nic, w te pędy ogarniam siebie, ojciec coś pomaga. Synek coś tam pooglądał, poplumkał (bo to dla niego było). I nagle mi tatuś kurwa wyjebuje z ceną minimalną aukcji i bez negocjacji, bo chuj "bo allegro tak działa".
Nie wiem czemu nie kazałem mu wypierdalać w podskokach za tą ogromną bezczelność, bo nie dość, że nie przyjeżdża na umówioną godzinę, tylko wręcz mnie budzi, to jeszcze zaczyna mi pierdolić o regułach allegro (gość miał chyba ze dwa, albo trzy punkty tam) i że kurwa on nie przyjechał bulić hajsu za ile była na "kup teraz" i dla niego cena to jest ta minimalna. Pizda z ryja taka, że mnie na samą myśl teraz chuj strzela, cwaniactwo widać od razu.
Wkurwiam się na siebie samego, że się dałem i nie kazałem mu wypierdalać i pocałować mnie w dupę. Że nie kazałem mu godziny stać pod mieszkaniem i czekać, aż sam się przygotuję i dostosuję sprzęt pod ogrywanie. I że kurwa mu tę gitarę w końcu sprzedałem, wprawdzie trochę podniósł cenę. Już po prostu chciałem ją mieć z głowy. Do tej pory, na samą myśl mnie taka kurwica strzela.
tl;dr