W sumie bardziej mnie to smuci, ale nie mogę znaleźć wątku.
Jest sobotni wieczór, nawet na ustronnym osiedlu w niewielkim mieście jakim jest Pruszcz zewsząd słychać głośne rozmowy i śmiechy grup ludzi w domach, na zewnątrz, na balkonach, a ja siedzę sam jak przysłowiowy palec (nigdy tego nie rozumiałem) i patrzę się w swój mobilny smartfon wciągając kadzidełka i myśląc co by tu zrobić na kolację... dla samego siebie.
Robota robotą, na gitarze pograłem, przejechać się na świeżym powietrzu byłem, a i tak dziwnie się czuję. Całe życie miałem tak, żeby sobie wokół siebie zrobić jak najfajniej, potrzebowałem do tego spokoju samotności, a jak już to osiągnąłem, to nagle mi smutno, bo chciałbym się tym z kimś podzielić. Głupi paradoks.
No ale nic, żeby chociaż zakończyć to użalanie durowym akordem, taką mrożoną kawę zrobiłem sobie słuchając dziś Red Fang: