Czołem! Temat lutniczo - elektryczny. Zastanawiam się, jak powinno się poprawnie porobić połączenia w gitarze, aby generować jak najmniej przydźwięku. Od kiedy pamiętam, zawsze miałem problem z przydźwiękiem, który pojawia się lub znika w zależności od tego, pod jakim kątem do komputera w trzymam gitarę. Mój setup do nagrywania to po prostu gitara -> interfejs -> komputer. Ostatnio zauważyłem, że poziom przydźwięku spada znacząco, kiedy dotykam potencjometru. Przeplotłem więc strunę okręcając ją pomiędzy mostkiem i gałkami potencjometrów i teraz zamiast trzymać rękę na potencjometrze mogę ją trzymać na strunach. Używam aktywnej elektroniki i przewodu kierunkowego z masą rozłączoną z jednej strony (jeżeli ma to jakieś znaczenie). W pierwszej chwili pomyślałem, żeby na stałe podłączyć mostek do układu jakiś (mały drucik czy coś), ale zastanawiam się nad bezpieczeństwem takiego rozwiązania, czy na przykład przykład prąd mnie któregoś razu nie kopnie przez to. Na wzmacniaczu gram nieczęsto, ale zdarza się. Zastanawia mnie też, w którym miejscu indukują się te brumy. Ktoś mi polecił wyścielenie wnęk w korpusie folią aluminiową, ale jeżeli to przystawki generują ten syf, to chyba niewiele to zmieni, co? I jak to w ogóle jest, że mój dotyk obniża poziom szumów? Czy człowiek daje dodatkowe uziemienie dla gitary nawet, kiedy nie jest nigdzie dalej podłączony?