Dawno audiofilskich głupot w wydaniu gitarowym nie czytałem... Co ma kabel zasilający do brzmienia? Pewnie to samo, co gałka od potencjometru. Napięcie z gniazdka "przechodzi" przez zasilacz (w nowych konstrukcjach zapewne zasilacz impulsowy, który sam z siebie potrafi nieźle siać, a w lampowych, bądź starszych to transformator + prostownik + bateria kondensatorów) i niewiele z sygnału "sieciowego" pozostaje na wyjściu zasilacza (jak na złość sprawdzałem na oscyloskopie). Za głupotę uważam też stosowanie kondycjonerów, niesamowitych kabli zasilających itp. Czy ktoś się pokusił o podwójny ślepy odsłuch (zupełnie nie widzimy sprzętu a druga osoba zmienia kable i mamy usłyszeć co aktualnie gra)? Zasilałem przeróżne konstrukcje przeróżnymi kablami i nigdy nie zauważyłem różnicy spowodowanej doprowadzeniem prądu do zasilacza. Bo sam zasilacz ma pewien wpływ na brzmienie (siadanie napięcia w lampówkach, pojemność kondensatorów na basy i takie tam inne). Co do kabli sygnałowych - używam kabli kilkunasto/dziesięcio letnich i też nie słyszę różnicy między nimi a nówkami. Kabel gitara-wzmak - musi być poprostu wytrzymały żeby się nie ułamał i nie trzeszczał. No i odpowiedniej grubości, dostosowanej do długości kabla (mniejsza rezystancja kabla, pojemności...).
Pozdrowienia
Airnox