Kontekst:
HD500 miałem chyba 4 lata, teraz mam THR10 pewnie już 3 lata, a może mi się pierdzieli. Gram po nocy na słuchawkach jak dzieciaki zasną, nie koncertuje, nie nagrywam. Do grania mam kanapę w salonie, żadnej stacji roboczej, monitorów i innych pierdów. Acid Drinkers/Illusion/Metallica to największy highgain jaki zdarza mi się uskuteczniać.
THR brzmi dla mnie nieco lepiej, dynamiczniej, więcej "lampy w cyfrze" (podświetlenie
), mniej jakiś dziwnych artefaktów. Realistyczna korekcja brzmienia. Moim zdaniem słychać i czuć, że w yamasze masz wirtualny obwód zbudowany z symulacji komponentów, a w podzie zaawansowany model matematyczny. Nie jest to AxeFx na pewno, ale troszkę od poda lepiej.
POD mnie zamęczył. Uzyskanie z niego satysfakcjonującego brzmienia na słuchawkach zajmowało mi wieki. Człowiek na prawdę nie powinien wnikać w rzeczy typu input impedance, bias, sag, parametry paczki, mikrofonu i nie wiadomo czego jeszcze, żeby ustawić zadowalające brzmienie. Na THR po prostu gram i już. Wychodzę na plus.
Zasilanie na baterie to genialna sprawa. Piwko, gitara, huśtawka w ogródku...
THR nie ma wszystkiego czego potrzebuje.. boostera/overdrive, kaczki, whammy, octave, fuzza. Dokupiłem sobie Zooma G3X (baterie!).