Z „przeciekami” odnośnie pomysłów partii Dojnej Zmiany (w szczególności zaś w kwestii pomysłów „ulepszających demokrację”), to jest tak, że nigdy nie wiemy, czy mamy do czynienia z realnym pomysłem, czy z też z politycznym harcownictwem (czyli sprawdzaniem, ile suweren zniesie zanim się wkurwi).
Nie inaczej jest z przeciekiem odnoszącym się do wyborów wójtów/burmistrzów/prezydentów miast:
„W PiS rozważają rezygnację z bezpośrednich wyborów na wójtów,burmistrzów,prezydentów(...)”
Informację tę opublikował na swoim koncie Twitterowym reporter RMF FM Patryk Michalski.
Jakiś czas później Bogdan Borusewicz opublikował na FB wpis o dość podobnej treści:
„(...)Według informacji, które do mnie dotarły, PiS chce zlikwidować wybory bezpośrednie na prezydentów, burmistrzów i wójtów w wyborach samorządowych. Będą ich wybierać rady miast i gmin(...)”
W obu wpisach (które skróciłem) znajduje się informacja o tym, że Jarosław K. jest „na tak” i że w kierownictwie PiS trwają rozmowy na ten temat”. Informacja ta krąży po internecie od jakiegoś czasu i odniosło się do niej kilka pomniejszych dronów, które zaczęły tłumaczyć, że to dobry pomysł, bo oznacza „wzmocnienie wyborców” (nie wiem o co w tym wpisie chodziło Markowi Surmaczowi). Inny, pomniejszy dron chwalił ten zamysł, bo „Władzą stanowiącą w gminie jest Rada, a w Polsce mamy do czynienia z postępującym osłabianiem władzy stanowiącej względem wykonawczej, co nie jest prawdziwie demokratyczne.”. Co ciekawe, nie odniósł się do tego żaden PiSowski tuz. Jest to o tyle interesujące, że gdyby była to po prostu jakaś „wrzutka”, to przecież wystarczyłoby proste oświadczenie „nie mamy takich planów, to bzdura” i temat by się skończył. Brak jednoznacznego stanowiska sugeruje, że nikt sobie tego raczej nie zmyślił i że najprawdopodobniej mamy do czynienia z sytuacją, w której PiS chce wyczuć jak na ten pomysł zareaguje suweren. Tym samym warto się nad tym pochylić.
Jakby to miało wyglądać w praktyce? Przed rokiem 2002, w którym wprowadzono możliwość wyboru wójtów/burmistrzów/prezydentów miast w wyborach bezpośrednich, prezydent (ograniczę się do „prezydenta”, żeby za każdym razem nie pisać o wójtach/burmistrzach/etc) był członkiem „zarządu gminy”. Zarząd gminy był powoływany/odwoływany przez Radę Gminy w tajnym głosowaniu (bezwzględną większością głosów ustawowego składu gminy). Jeżeli Rada Gminy odwołała zarząd gminy – miała 10 dni na wybranie kolejnego. Te same przepisy odnosiły się do powoływania/odwoływania poszczególnych członków Zarządu gminy (w tym, rzecz jasna, prezydenta miasta). Co oznaczałby powrót do tych przepisów?
1) Brak wpływu wyborców na to, kto będzie prezydentem miasta. W teorii bowiem komitet wyborczy mógłby obiecywać, że „jak nas wybierzecie, to prezydentem będzie X”, ale w praktyce – wszyscy pamiętamy co się działo w trakcie kampanii 2015, kiedy to Beata Szydło tłumaczyła, że szefem MON będzie Jarosław Gowin, a nie Antoni Macierewicz.
2) Sprowadzenie prezydenta miasta do roli „ozdobnej”, bo, w praktyce, nie miałby on żadnego wpływu na nic. Tzn. robiłby wszystko to, co kazałaby mu robić większość w Radzie Miasta, bo przez cały okres urzędowania byłby on o jedno głosowanie od wylotu ze stanowiska.
3) Stanowisko prezydenta miasta, byłoby przechowalnią dla Misiewiczów (z dowolnej partii) i ludzi, których opisuje się trzema słowami Bierni Mierni Wierni
4) To, kto ma większość w Radzie Miasta, może ulec zmianie w trakcie trwania kadencji. Ponieważ możliwość obsadzenia „swojego” na stołku prezydenta miasta daje konkretne profity, w praktyce, zmiana większości oznaczałaby zmianę prezydenta miasta (+ wierchuszki z Urzędu Miasta/etc). Oznaczałoby to tyle, że nawet jeżeli komitet X po wyborach wywiąże się z obietnicy i obsadzi na stołku prezydenta Y-a, to nie wiadomo, jak długo Y będzie tym preziem.
5) Dziś wybory prezydenta miasta wyglądają tak, że zostaje nim ten, kto zdobędzie największą liczbę głosów. Zupełnie inaczej wyglądać to będzie w sytuacji, w której będzie go wybierać Rada Miasta. Może się bowiem zdarzyć tak, że komitet, który zagłosuje największa liczba osób – nie będzie miał większości w radzie i zostanie „przegłosowany” przez mniejsze komitety.
I na tym skończę wyliczankę, choć można by tu jeszcze kilka rzeczy dopisać (np. to, że w momencie, w którym o wyborze prezydenta decydowałby jeden głos, ciśnienie na wyrywanie sobie radnych byłoby wręcz gigantyczne). Nie ma sensu tego ciągnąć dalej, bo już tych kilka punktów pokazuje, że nie ma mowy o „wzmocnieniu wyborców” i sprawieniu, że samorządy staną się „prawdziwie demokratyczne”. Zmiany te oznaczałyby utratę kontroli wyborców nad tym, kto byłby prezydentem miasta nie wspominając już o skrajnej marginalizacji samych prezydentów, którzy musieliby być „wierni” większości w radzie miasta. Nie trzeba chyba wspominać o tym, czemu takie propozycje „przeciekają” z szańców partii, która nie jest w stanie wymienić większości prezydentów „na swoich”.
Źródła:
https://twitter.com/patrykmichals…/status/937665630043623424
https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=921044284770620&id=383908728484181Drony:
https://twitter.com/MarekSurmacz/status/937708838488338435https://twitter.com/PetrosTovmasy…/status/937682593461493765
Wikipedyjny artykuł o Zarządzie Gminy:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Zarz%C4%85d_gminyUstawa z dnia 8 marca 1990 r. o samorządzie gminnym – tekst ogłoszony:
http://prawo.sejm.gov.pl/…/d…/WDU19900160095/O/D19900095.pdf