Siema,
po sprzedaży mojego Ibanez'a RG7321, którego bardzo lubiłem, jednak bardzo mało na nim grałem, postanowiłem spróbować czegoś zupełnie innego, czegoś czego nigdy nie miałem... wybór był dość oczywisty, Telecaster. Szukając w internetach, znalazłem kilka sztuk w cenie na którą mogłem sobie pozwolić, a że nie chciałem zbytnio dopłacać, to wybór był nie wielki. Koniec końców okazało się, że wszystkie interesujące mnie sztuki są z Bydgoszczy i należą do jednego handlarza. Dziś więc tam podjechałem i ograłem wszystkie. Z czterech po wstępnym ograniu zostały dwa, jeden fajniej gadający, z progami w dobrym stanie, z minimalnymi śladami użytkowania, z pipakiem mostkowym po wymianie, kremowy. Drugi, to wiosło lepiej wykonane, świetnie wpasowany gryf, niestety progi na dzień dobry do wymiany, brzmienie świetne, ale nie do końca tak świetne jak numero uno, no więc... po godzinnej rozkminie wybrałem pierwszego.
Wiosło to Meksykański Fender Telecaster z lat 2000/2001, pod mostem wymieniony został przetwornik na Seymour Duncan Quater-Pound, kurwi przeokrutnie, lubi duże gainy i po prostu żre! Pod gryfem, nie wiem co mam, brak opisu pipaka, sprzedający twierdzi, że to stock Fender, możliwe, bardzo ładnie brzmi, fajna tele-brzmienie, nie mam pytań i nie mam potrzeby ich wymiany. Korpus to olcha, a gryf to klon, podstrunica nie jest doklejana, jest elementem gryfu, jest tr00.
Samo wiosło jest wykonane poprwanie, bez większych baboli, gryf by mógł być lepiej wpasowany (jak w tym drugim niebieskim metallicu), ale nie jest źle, wiosło stroi i brzmi, a do tego wygląda jak ciastko z kremem
Oto foteczki, a ja idę grać: