Propos rysowanej grafiki - skończyłem właśnie nową Zeldę na WiiU (z całym wątkiem głównym, zdecydowaną większością misji pobocznych, wszystkimi setami armora (poza dark, którego miałem dwie części) i 80 shrine'ami, więc miałem "pełne" zakończenie).
Ogólnie gra jest świetna, ma tę rzadką jakość, że po prostu chce się samemu grać, eksplorować, kombinować (trochę, jak w Minecrafcie albo w drugą stronę, jak w grach zupełnie liniowych, gdzie po prostu się brnie przed siebie), zamiast biegać od znacznika do znacznika. Grafika jest śliczna, ALE... lubi spadać do 20 i niżej klatek, no i podobnie "ładne" tytuły bywały już na konsolach poprzedniej generacji - PS3 i X360. DEKADĘ TEMU. Nic, co by przeszkadzało w rozgrywce, ale po graniu w Just Cause 3, Batmana: Arkham Knight i oczywiście Wiedźmina, ciężko ustawić je w jednym szeregu jako AAA.
Ścieżka dźwiękowa też raczej ładna, ale zdecydowanie zbyt repetytywna i jakaś taka mało ambitna. Ochy i achy zdecydowanie nieuzasadnione. Koło Ori, Soulsów, again - Wiedźmina, w ogóle to nie powinno leżeć. Fabuła rozkręca się świetnie, gra ma vibe trochę w stylu "Shadow of the Collosus" - z takim bajkowo-średniowiecznym postapo, ale z czasem dochodzi tona zgrzytów i biedy, której nie można uzasadnić tylko różnicami kulturowymi. Dziwne dialogi, nieśmieszne gagi, jakiś taki niezdrowy balans między idiosynkracjami a zwyczajnym dziwactwem. Nie mówiąc o zakończeniu, które potwornie rozczarowuje, jak na takie napięcie, które kreuje poprzednie kilkadziesiąt/stokilkadziesiąt godzin rozgrywki.
To nadal jest świetna gra, jedna z lepszych, w jakie grałem. Ale wkurza mnie, że Nintendo przyzwyczajone do swojej stałej bazy graczy w ogóle nie próbuje wyjść ze "strefy komfortu" bycia japońską firmą. Przez to nie uważam, że jest to godna konkurencja dla Wiedźmina, a mimo to zbiera lepsze oceny przez sztuczny hype. Mocne 9/10 i w sumie warto było kupić WiiU w dużej mierze dla tej gry, ale karny siusiak dla Nintendo za bycie siusiakami.