Tak jest, w sumie pierwszy poważny nju gir dej w moim wykonaniu.
Historia jest taka, że po nieźle zdanej maturze postanowiłem kupić sobie prezent. Wiadomo - sprzęt gitarowy. Miałem zadowalające mnie w zupełności gitary, więc chciałem je jakoś nagłośnić. Jednak kasą nie dysponowałem żadną, więc postanowiłem czekać. Czekałem tak... hm... ponad siedem (dziwny zbieg okoliczności) miesięcy. W końcu przyszedł ten dzień, w którym dorobiłem się sensownej kasy. Razem z nim przyszedł dzień poszukiwań.
Paczka. Jak widać Harley Benton. Nówka z thomanna. Znana, lubiana i tania. Celejszyny V30. Pewny wybór po prostu, tu raczej wątpliwości nie miałem od początku. Przy okazji wziąłem sobie też słuchafony, ultrapopularne na forum Superluxy, coby nie płacić za przesyłkę. Paczka wysłana w poniedziałek, doszła dziś, brawo dla UPS.
Z ampem było gorzej. Chciałem mocno Basha SH-20, potem postanowiłem szukać pięćdziesiątki (tak w razie zespołu). Ostatecznie kupiłem to co kupiłem. Nie wiem co mi odjebało, serio. Znacznie przekroczyłem planowany budżet, ale chuj tam. Teraz jestem szczęśliwy.
Taa, Engl. Blackmore. Dokładnie wersja E-652, Slow Hand Motion. Na lampkach 6l6. W domu na tym nie pogram, no chyba że współlokatorzy sobie gdzieś pójdą, co w ich przypadku graniczy z cudem. Ogrywałem przy odbiorze, tylko chwilę bo urwało mi łeb, nawet mimo że wiedziałem czego mam się spodziewać. Stan bardzo dobry, wizualnie jak i technicznie, case dostałem też. W prawdzie wzmak z lat 90tych, ale nie widać tego po nim. Mam go na stancji od wtorku, paczka przyszła dziś. Przyznam się, że większość czasu gapiłem się na Ryśka jak jakiś retard i kręciłem gałami zachwycając się tym jak gładko chodzą. Na własnej paczce nie pogram, bo nie mam kabelka zasilającego (
). Ale jutro kupię. I wypowiem się o brzmieniu trochę rozleglej. Podsumowując, jak mówiłem, jestem teraz szczęśliwy.
Porno:
http://imageshack.us/photo/my-images/46/img1184p.jpg/