Na trzeźwo było fajne.
ALE NA FAZIE TO JEST ZAJEBISTE. OBJAWIENIE.
Posłuchaliśmy ze współlokatorem zjarani całego albumu. Powiem krótko - miazga. Moja twarz mi się roztopiła a mózg skurczył. My, jako dyplomowani muzycy, po prostu rozkminiamy utwory muzyczne, a na fazie to działa 2x mocniej. Doprawdy zatem fascynujące były te wszystkie łamane metrum, jazzowe akordy, septymowe, nonowe. Ale najbardziej rozjebało mnie w którymś numerze dubstepowe banjo w djencie. To było jak Animals As Leaders + Blotted Science + Fusion. Twórczość Steve'a Wilsona w djencie. Djentowy Wilson. Ten kompozytor, który napisał te kawałki to istny geniusz. Amen.