Byliśta?
Bo ja zrobiłem spontan akcję, wyszedłem z roboty o 16:30, co w mej korporacji jest bardzo niebardzo, i pojechałem sto pindziesiont bez mała kilometrów do Stolycy na koncert.
Najbardziej podobało mi się, że nie było w kasie biletów i jakiś przemiły Mr Ed sprzedał mi ticket za pięć dyszek :-)
A poważnie - ech, kuźwa, fajnie jest zobaczyć tych ludzi na żywo. To coś jak oglądanie wróżek i jednorożców. Bo słuchać to się za bardzo nie dało. Nie znam się na nagłaśnianiu czegokolwiek, ale stopy i bas były jak dla mnie kompletnie nieczytelne. Erlandsson schudł strasznie i ledwo go poznałem, bo po grze się nie dało ;-) Wioślarze grali fajnie i bez ściem, ale naprawdę pewne częstotliwości rozlewały się po sali jak wielka gorąca kupa; znowu kurde byłem zachwycony tylko dlatego, że "podobają mi się melodie, które już raz słyszałem".
Fajnie, że wreszcie przyjechali, fajnie że publika dała radę, fajnie, że boli mnie kark i ogłuchłem kompletnie - ale następny koncert, to będzie chyba Anna Maria Jopek, żebym mógł cokolwiek usłyszeć.. ;-)
PS Załapałem się na kawałek supportu - polski zespół, nazywał się Totem. To była pierwsza rzecz jaką wygooglałem po powrocie w nocy do domu. Czad. Chyba byli też lepiej nagłośnieni