Wkurwia mnie to, że wreszcie znalazłem nieźle płatną robotę (wspominałem), do tego ludzie w niej są spoko, szef jest luźny, wstawanie przed 5tą przyszło mi łatwiej niż myślałem, ale... ciągle słyszę gadkę pt. "po co robiłeś studia / czemu nie pracujesz w zawodzie / chcesz skończyć na budowie..." Nie kuźwa, rzucę robotę za 2+ patole żeby może (MOŻE, i to dopiero od nowego roku, którego i tak nie przedłużą "bo nie ma pieniędzy") się wyprosić o staż za 8 stów na rękę, a potem pierdolić że "się rozwijam zawodowo"
Jeb to. Od samego początku pracy zawodowej powtarzam, że mogę i myć świnie - byle dobrze płacili.