Wróciłem. Jestem od 46 godzin na nogach, więc mogę pisać bzdurki. Przede wszystkim podziękowania dla mojej niewiasty za prezent-bilet
, bo sam nie mam na takie zbytki. Wrażenia? Po krótce:
a) Votum - nieźle, całkiem energetycznie. Szkoda tylko, że jak to zwykle na festach bywa, brzmieli kiepsko z winy akustyków.
b) Jurojin - mają chłopy pomysł na granie, nie powiem o nich nic złego. Brzmieniowo też etap poszukiwań za gałami, dlatego nie mogę ich jednoznacznie ocenić.
c) Katatonia - pierwsze rozczarowanie. Niby wszystko ok, ale pojawiły się elementy zblazowania. Niemiłosiernie spierdolona "Omerta". Niemiłosiernie. Wpadki były i to trochę, ale jakoś to klimatem dociągali.
d) Pain Of Salvation - najmniej przeze mnie lubiany zespół na Feście. A zagrali z fajną energią, polocikiem, jajami, dobrze wokalnie. Nie porywająco, ale w porównaniu z Katatonią, czy Opeth o klasę wyżej. Podobało mi się.
e) Opeth - baaardzo lubię. Nie ukrywam, że czekałem głównie na nich i na Panów spod pkt. c). I kolejne małe rozczarowanie. "Windowpane" na początku skopany. Pomijam kwestie brzmienia, bo to nie ich wina. Tak na odpierdol się, to nigdy do kotleta piosenki Krawczyka nie zagrałem.Dopiero po 3 numerach się w miarę rozruszali. Ale nadal było średnio. I jeden wniosek, który nasunął mi się już po przesłuchaniu płyty live sprzed dwóch lat, a wczoraj miałem potwierdzenie tejże tezy - Axa należy wyjebać. To jest naprawdę bardzo dobry perkman, ale tutaj się średnio sprawuje. Skopany "Demon of the fall", "Grand Conjuration" (tu i tu pewne fragmenty), "Deliverance" (końcówka).
f) KoRn - zaznaczam, nie jestem jakimś ultrafanem. Ale jedno mogę przyznać. Zmietli. Dokumentnie.