i żeby nie offtopować: Wkurwia mnie fakt, że mieszkam poza miastem, a koniecznie muszę się do owego miasta dostać. Tzn, teraz to w sumie nic, najlepiej było, jak miałem Studium Talent w soboty. Czyli tak: wstawałem o ósmej (ROZBÓJ W BIAŁY DZIEŃ!!!), żeby zdążyć na autobus o 9-tej (innego niestety nie miałem), około 10-tej byłem we Wro, żeby być na zajęciach z matmy na polibudzie zaczynających się o 11:15 trwających 1,5 godziny. 15 minut przerwy i znowu 1,5 godziny, tym razem z fizyką.czyli kończę o godzinie 14:30. Ponieważ autobusy w soboty kursują co 2 godziny, mam autobus o 14:25 i 16:25. W domu jestem o 17:30. Czyli: same zajęcia trwają łącznie 3 godziny. W domu mnie niema przez 8 godzin. A dzisiaj wyjeżdżam o 14:00, na 15:20. Wizyta będzie trwała max 45 minut, czyli jadę do domu o 16:45, w domu jestem o 18.00 (ruch wahadłowy związany z budową obwodnicy). Czyli: sama wizyta 45 minut (max), poza domem: 4 godziny.Spoiler KURWAA!!
Heh, przerabiałem to samo
Studiowałem w mieście oddalonym 25km w linii prostej od mojego domu. Dojazd w jedną stronę zajmował minimum 1,5h (trzy autobusy, trzech różnych przewoźników). Czasem zdarzało się jechać tylko i wyłacznie po wpis do indeksu
C'est la vie...