Wróciłem dzisiaj z Katowic z koncertu Hypocrisy, Decapitated i Survivors Zero, na który to Decapitaci się wkręcili, bo jeden z supportów odpadł. Grubiej być nie mogło. Grali Winds of Creation i Sfery ze starszych płyt, a tak to tylko kawałki z Organic Hallucinosis i, przyznam, urwali mi dupę. Rozkurwili kosmos, i to w 40 min.
dziś widziałem chłopaków na rock fest czy czymś takim. Przyszedłem chwilę przed ich występem i leciała jakaś gejoza a po nich nie było już na co czekać. Jakieś katy, acidy, turbo. W ogóle szacun dla nich że wyszli po Decapitated na scenę..
co do samego występu- jestem rozjebany na kawałki- takiego pałera na żywo jezcze nie słyszałem (nie licząc meszugi). Rozjebali system każdym utworem. Vogg jebnął się w solówce (
), stopa była nagłośniona bardzo średnio i brakowało ciut selektywności, ale całość wypadła świetnie- basista z kosmosu, perkusista chowający się ciągla za swoimi włosami, wszyscy zajebisty ruch sceniczny.. CZAD. Wszystkie utwory były chyba zagrane szybciej niż w studiu, a do spheres of madness dorzucili zwolnienie na końcu przy którym jeszcze lepiej macha się głową.. A najśmieszniejsze było to, że po winds of creation wokalista powiedział że muszą kończyć bo był poślizg czasowy i nie zagrali paru rzeczy które chcieli zagrać. W tym sfery. Na szczęście pozwolili im zagrać jeszcze jeden numer, gdyby nie to byłbym bardzo rozczarowany, a tak po występie brakowało mi słów, wszystkiego słuchałem z językiem na brodzie. Czekam na kolejne koncery, na płytę, na dvd i nie wiem na co jeszcze. to się nazywa POWRÓT!