Może to oklepane, ale kiedyś sprzedaliśmy z kumplem kolesiowi sztukę majeranku. Oczywiście powodem był fakt, że dziwnym zrządzeniem losu spaliliśmy jego zielsko, zanim przyjechał je odebrać i czymś trzeba było je zastąpić...
Powiem szczerze że kiedyś nie wierzyłem w podobne numery, dopóki sam się nie przekonałem że to naprawdę może przjeść.
Innym razem nabiliśmy kolesiowi (innemu niż powyższy) liści (takich z lasu) do fify - minęła dłuższa chwila zanim krztusząc się zapytał "co to".
No i napchane do papierosa obierki od paznokci i włosy z jajek. Też dopiero w połowie jegomość pojął, że coś z tą fajką jest nie tak